Zazwyczaj jestem przepełniona myślami, którymi chcę się z wami tutaj podzielić. Jednak raz na jakiś czas bywa i tak, że gdy siadam przy komputerze z pomysłem na nowy wpis, mój mózg odmawia mi posłuszeństwa. Jakby ktoś odciął zasilanie. Pstryk! Brak słów. Zero myśli. Czarna rozpacz. NIC! Stąd lutowe obiecanki takie odchudzone.
Początkowo czułam się z tym podle. Planner wpisów na luty rozpisany, aż za marginesy wyjechałam. Łeb napchany pomysłami niczym butla gazowa o mały włos mi nie eksplodował. I nagle...
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika bastalena (@basta_lena)
... jeb! Wszystko na marne. Z rozpaczy zeżarłam cztery pączki.
Humoru nie poprawiły, a tylko trzecią fałdkę wypchały. O, zgrozo! Plan awaryjny wdrożyłam. Napisałam do przyjaciółki. A raczej siedmiu. Niczym Siedem Wspaniałych przybyły i do pionu mnie ustawiły. Śmiechu było co nie miara, a wszystko "sponsorował" wujek Google.
Dziękuję Dziewczyny!
A potem sobie pomyślałam, że może tak miało być. Może organizm potrzebował takiej przerwy? Ileż może działać na wysokich obrotach! Czy tego chcę, czy nie on sam najlepiej wie, co jest dla niego dobre. I czasem musi się zbuntować. Powiedzieć:
STOP! Regeneruj się. Inspiruj. Wzmacniaj, ale nie pisz. Powiem Ci kiedy walniesz w stół, aż szczęki wszystkim opadną. Zamiast pisać, skupiłam się na działaniach około blogowych. W piękny niedzielny wieczór powołałam do żucia, tycia i oblizywania paluszków z różowego lukru grupę wsparcia kulinarnego.
A ty Robaczku, jeśli nadal zadajesz sobie pytanie
nie dręcz się już,
WEJDŹ i przekonaj.
Poziom endorfin tym razem uzupełniłam czymś zdrowym i niskokalorycznym. I tak wylądował pyszny, pachnący, sycący
Skoro już namieszał w neuronach, nowe cykle wprowadziłam. Blogowy
Superfood. I
instagramowy Super bowl. Bo wiecie, jeśli misją tego bloga (jedną z wielu) jest napełnić wasze brzuszki, to niech to ma przy okazji i jakiś pożyteczny wymiar. Dwa kęsy i... do Mensy dzięki Owsiance traficie :D
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika bastalena (@basta_lena)
Poza kalafiorem kulinarnie zawiodłam. Bo ani akcji w lutym nie było, ani nic z
dwunastu potraw. Ale idą święta, nadrobi się. A na zakończenie przedłużonego miesiąca w ramach przedwiosennych porządków odkopałam spod śnieżnej czapy mój emigrancki cykl,
Polak za granicą, w którym zdradziłam przytulny i ciepły
Przetestowany na własnej skórze, żołądku i psychice, więc bez obaw możecie stosować. Najlepiej codziennie w miarę potrzeb.
Osobiście.
Postarzałam się. Nie ma co roztrząsać.
Blogi do kawy.
Wasze ulubione polecajki. Dziś mam tylko jedną, ale cukier na bank wam po niej skoczy. Bez spamu, bez ściemy i wciskania czegokolwiek. Nie zwykłam oceniać niczego po pierwszym razie, ale tutaj z czystym sumieniem to zrobię. PO-LE-CAM! Kogo jeszcze nie ma na liście mailingowej Kasi Gandor, temu pierwsza nutella przeszła koło nosa. Wpisywać się na
newsletter!
Do następnego owsiankowania. Wiosennego, ach!