Ostatnio coraz częściej zarzucam sobie, że czegoś nie zrobiłam, nic nie napisałam. Nieustannie gdzieś gonię i przepuszczam czas przez palce. Ale coraz częściej wcale się tym nie przejmuję. Bo najlepsze rzeczy dzieją się niespodziewanie. Tu i teraz.
Jeszcze trzy lata temu oblizywałam się po lukrowanych pączkach. Wpatrzona w mijające się tramwaje. Ambitnie wspinałam się po szczebelkach korpo kariery. Każdy dzień zaczynając od kawy. To ostatnie akurat się nie zmieniło.
Ale tylko to.
Przez ostatnie dwa lata nie przespałam nieprzerwanie ani jednej nocy. Twórczo realizowałam się w praniu, sprzątaniu, gotowaniu upchniętym w godzinnej drzemce. Moje ambicje sięgają sklepowej kasy. A dobrymi chęciami brukuję swoje prywatne piekło. Od miesiąca nie ogarniam już własnego ciała. Pod prysznicem nie mogę zobaczyć palców stóp. Wpatrując się w bliżej nieokreślony kształt przede mną, zauważam trzy małe rozstępy nad pępkiem.
Ale jest cudownie!
Spijając hormonalny koktajl, myślę o tym, na co chcę poświęcić czas. Na co wykorzystać energię, która jeszcze mi została. Co tak na prawdę się liczy, a co mogę sobie chwilowo odpuścić. Priorytety. Mimo, że lubię pisać, opracowywać przepisy, fotografować, dociera do mnie fakt, że życie jest zbyt krótkie i ulotne, aby ciągle jeść zimne. Gizmolove się zmienia. Ja nabieram korpulentnych kształtów. Stwórca tatusieje. Nie chcę niczego przegapić.
Skupiam się na momentach.