Tak mógłby wyglądać najpiękniejszy w życiu sen. Pora wstać, dzieciom mleka dać. Jednym matkom się śni, że się w końcu wyspały. Mnie gnębią gastokoszmary z Gizmolove w porze obiadu.
Smutna prawda jest taka, że mam w domu niejadka. Jak to wygląda w Gizmolovej praktyce?
Wprowadzenie do jego diety warzyw przypomina siłowanie się z misiem polarnym. Na palcach jednej ręki jestem w stanie wyliczyć, co trafia w jego gust. Poza ogórkiem zielonym, papryką, marchewką i od wielkiego święta białą kapustą, na wszystko inne fuka, krzywi się lub reaguje histerią większą niż na kanapki pokrojone w trójkąty.
Z warzywami w wersji przetworzonej jest niewiele lepiej. Pomidorówka tak, ale buraczkowa już nie. Ogórkowa tak, a kalafiorowa w zależności od nastroju. Nawet ziemniaki napotykają na zdecydowany opór, wyjątkiem są tylko pieczone frytki. Jak widzisz, komponując jego menu, nie nudzę się.
Szczęściem w nieszczęściu okazują się być owoce, za którymi przepada. A ja wykorzystuję to z matczyną premedytacją i przemycam z nimi to i owo na surowo.