Nie mam nic przeciwko fotograficznemu dokumentowaniu rozwoju dziecka. Uważam nawet, że jest to trochę powinność każdej matki, by w bardziej odległej przyszłości móc wspominać zabawne i szczere momenty. Tylko wszystko z rozsądkiem i dobrym smakiem. Warto pamiętać, że niektóre ujęcia ze spontanicznych chwil i kamieni milowych naszych dzieci mogą odbić się czkawką, szczególnie gdy zamiast trafić do rodzinnego albumu, zostaną opublikowane w sieci.
Jeszcze nie tak dawno sama fikałam koziołki nad śpiącym kokonem, czekałam na najmniejszy grymas i zrozumiałam fenomen dziecięcych stóp. Sprawa się rypnęła z chwilą, gdy Gizmolove włączył piąty bieg. Stanowczo odmawia współpracy. Nie wykazuje parcia na szkło.
Ostatnio nawet zakomunikował:
Żadnych fotek na fanpejdża. Skoro facebook tnie mamusi zasięgi, to ja nie będzie wpychał paluszków w te obrzydliwie zdrowe owsianki.
Wrrr! Masz matko placek, kiedy chcesz mieć tort. I to z wisienką.
Dlaczego tak się dzieje, że (niektóre) dzieci po wkroczeniu w pewien wiek strzelają focha na aparat? Zatrzymanie ich w kadrze graniczy z cudem. Uciekają sprzed obiektywu, dąsają się, a proszone o uśmiech, robią głupie miny albo odwracają się. Mnie tam to absolutnie nie przeszkadza. Jestem zdania, że przyjemniej zatrzymać czas w półgeście, w niedopowiedzianym słowie, na szczęśliwym od kałuży bucie niż denerwować się i pozować, kreować coś na siłę. Z całą stanowczością stwierdzam, że wolę być mistrzynią rozmazanych zdjęć i głupich min, bo to są migawki prawdziwej osobowości Gizmolove. I gdzieś tam nas w międzyczasie.
I CYK! I PSTRYK! PĘKŁA KLISZA, CZYLI TYCH ZDJĘĆ MOICH DZIECI NIE ZOBACZYSZ W SIECI
Nam, kobietom z chwilą nadania tytułu matka trochę uderza oksytocynka do głowy. Łapiąc w kadr skrawki codzienności, rączki i stópki, pierwsze kupy i owsianki zapominamy, że jest granica prywatności i intymności, której nie powinno się przekraczać. Ja swoją mam. Są za nią zdjęcia, których nigdy nie opublikuję, tylko schowam między bajki. Albo ich zwyczajnie nie zrobię, bo nie jestem ich fanką.
Reportaż z porodu
Narodziny dziecka to jest ten rodzaj emocji i przeżyć, który zostaje poza zasięgiem obiektywu. Never ever!
Zdecydowanie nie!
Sesje brzuszkowe
Tutaj biję się z myślami. Z jednej strony lubię oglądać brzuszki, jest w nich coś magicznego. Mam z nimi jednak problem natury estetycznej. Nie każdy brzuszek saute jest apetyczny. O, może tak.
Okryć czy odkryć?
Sama nie wiem.