Pisałam Wam kilka tygodni temu o studiach i studiowaniu – o tym, jak wybrać mądrze i jak nawet z pozornie nieprzydatnych studiów „wyciągnąć” dla siebie jak najwięcej. Opisałam też kilka etapów mojej ścieżki zawodowej. A parę dni później chyba na Snapchacie u Agnieszki usłyszałam o tagu na Youtube pt. Kobieta pracująca. Bardzo spodobał mi się motyw przewodni i choć to idea filmowa, to postanowiłam przenieść ją na swój blog. Dlatego postaram się pokazać, jaką drogę przeszłam przez 5 ostatnich lat w pracy. A jakie studia były do tej pracy wstępem możecie przeczytać w tekście wspomnianym na samym początku.
Najgorsza praca, jaką wykonywałaś w swoim życiu
Mam takie podejście, że jeśli nie odpowiada mi dana praca, to po prostu ją zmieniam. Nie wyobrażam sobie siedzenia w miejscu, które mnie unieszczęśliwia, nudzi i nie daje pieniędzy. W związku z czym naprawdę dobrze wspominam dotychczasowe prace. Może poza pracą w nieruchomościach, ale tę po prostu zostawiłam po 3 tygodniach. Nie radziłam sobie w nawiązywaniu kontaktu z potencjalnymi klientami, zachwalaniu nieistniejących zalet i „klepaniu” ogłoszeń, które zgrabnie naciągały rzeczywistość. Przede wszystkim stresował mnie właśnie kontakt z drugim człowiekiem, a jeszcze wtedy nie umiałam sobie zbyt dobrze radzić z introwertyzmem i takie codzienne sytuacje kosztowały mnie sporo zdrowia.
Poza tym uważam, że miałam do tej pory przede wszystkim szczęście pracy z i dla bardzo fajnych ludzi, dlatego wszystkie pozostałe miejsca wspominam co najmniej dobrze, a z wieloma osobami utrzymuję kontakt do dziś.
Twoja pierwsza praca
Pierwszą, płatną pracę wykonywałam po 2. klasie liceum, czyli w wieku 18 lat. Była to praca wakacyjna i typowo biurowa – segregowałam dokumenty, wpisywałam dane do komputera, porządkowałam akta związane z wypożyczaniem maszyn budowlanych. Straszliwie to było nudne, ale byłam tak podekscytowana faktem, że na koniec miesiąca dostanę za to PIENIĄDZE, że robiłam to wszystko z przyjemnością i niesamowitym entuzjazmem. To brzmi dziwacznie, ale uwierzcie – byłam nastolatką, wciąż jeszcze zbuntowaną, uważałam, że własne pieniądze to już szczyt niezależności i dorosłości, więc to był bardzo przekonujący argument materialny 
Wymień WSZYSTKIE zawody, jakie wykonywałaś
Prawnik (choć tu mam duże opory przed wpisywaniem tego zawodu, bo byłam tylko na praktykach i stażach w kancelariach i sądzie), copywriter, community manager, doradca ds. nieruchomości, osobista stylistka, kucharz, redaktor, dziennikarz, redaktor naczelna bloga firmowego (to była bardzo pokrętna nazwa), PR-owiec, przedsiębiorca.
Która praca była dla Ciebie największym wyzwaniem

Chyba bycie kucharzem. Dostałam ofertę, bardzo dobrze płatną, już w czasie prowadzenia własnej firmy i postanowiłam potraktować to jako ciekawe wyzwanie. Skonfrontować to, co robię w domu w każdego dnia z koniecznością przygotowania jedzenia pod gust kogoś, kto nie darzy mnie uczuciem. Wiadomo, bliscy mogą oszczędzać słowa, są mi przychylniejsi, poza tym mamy podobne gusta kulinarne, więc gotuję, jak mnie fantazja poniesie. A jak się czasem przypali albo nie uda to trudno. Gotowanie dla kogoś oznacza, że każdego dnia można dostać „na twarz” krytykę. I to krytykę bezwzględną, bo taka osoba nie ma wobec (obcej) mnie zahamowań. Poza tym tak się złożyło, że pracowałam w prywatnej rezydencji, która miała dość rozbudowany system prac, dostaw i współpracy pomiędzy pracownikami domowymi, w co musiałam się błyskawicznie wdrożyć. Musiałam zaplanować zakupy, według własnych pomysłów na dania, także te do spiżarni i na życzenie klientów, potem je zrobić, przetransportować, trzymać się wyznaczonych reguł co do produktów, których mogę używać i tych, które zawsze muszą być w lodówce. Oprócz tego pracę zaczynałam przed 7 rano, musiałam wyjeżdżać z domu ok. 6:15-6:30. I choć w większości przypadków do 13 byłam po pracy, to zdarzały się dni, kiedy wsiadałam do auta o 22:30 i marzyłam tylko o tym, żeby ktoś podrzucił mi nową, nieużywaną parę nóg. Mam ogromne pokłady szacunku dla kucharzy i szefów kuchni, bo to ciężka fizyczna praca, która jednocześnie wymaga sporo intelektualnej gimnastyki i kreatywności. A ciężko utrzymać i umysł i ciało w gotowości przez kilkanaście godzin, niezależnie od dnia tygodnia.
I choć prowadzenie własnej firmy uważam każdego dnia za wyzwanie, bo wciąż pojawiają się rzeczy, które potrafią mnie zaskoczyć, to jednak praca jako kucharz to była prawdziwa kumulacja codziennych wyzwań, sporych zaskoczeń i (czasami niestety) bólu brzucha.
Czy wiedza, którą zdobyłaś na studiach, przydała Ci się później w pracy?
Wiedza prawnicza przydaje mi się chociażby podczas konstruowania umów dla klientów. Uważam zresztą, że każdego dnia w życiu codziennym można napotkać na sprawy, które wymagają podstawowej wiedzy prawniczej. Jeśli chodzi o wiedzę wyniesioną ze studiów ekonomicznych, to raczej jej nie wykorzystuję. Głównie dlatego, że miałam wiele zajęć teoretycznych, które nijak nie mają się do rzeczywistości i np. na marketingu, który jest jedną z głównych osi moich codziennych zajęć, prowadząca nie zająknęła się chociażby na temat marketingu internetowego. Było to też o tyle utrudnione, że podręcznik przez nią polecany był z lat 60-tych.
Co wolisz – pracę na etacie czy prowadzenie własnej firmy?
Akurat zbliżam się do dwóch lat prowadzenia własnej firmy, więc to pewnie dobry moment, żeby się określić. Prawda jest taka, że bardzo dobrze czuję się w swojej firmie, ale nie twierdzę, że to jest jedyna opcja. Na etacie też może być fajnie i nie skreślałabym go tylko ze względu na to, że tak popularny jest teraz freelancing, otwieranie własnych firm i tworzenie otoczki wokół tego, że praca we własnym biznesie to jedyna ścieżka. Własna firma to możliwość pracowania na siebie i swoje nazwisko. Ile wypracujemy, tyle zarobimy. Daje pewną niezależność. Z drugiej strony – to ogrom kosztów, dużo większa odpowiedzialność czy chociażby problem z wyjechaniem na urlop, jeśli pracuje się nad stałymi zleceniami.
Gdybyś mogła zamienić się z kimś na zawody na tydzień, to z kim byś się zamieniła
Myślę, że spokojnie mogłabym przez tydzień pracować jako „przytulacz” miśków koala albo ochroniarz bezludnej wyspy, który w obowiązki służbowe ma wpisany surfing.
Czy miałaś kiedyś szefa despotę?
Znowu napiszę o tym samym, co w jednym z pierwszych punktów: miałam dotychczas spore szczęście do pracy z ludźmi, których lubię i szanuję. Miałam również współpracowników i przełożonych, z którymi łączyły mnie raczej partnerskie relacje, więc żaden stereotypowy szef-potwór nie spędzał mi snu z powiek.
Wolisz zarządzać zespołem ludzi, czy wykonywać czyjeś polecenia?
Nie lubię wykonywać poleceń. Tak naprawdę nie czuję się najlepiej, pracując w grupie. Muszę ze sobą walczyć, żeby nie brać na siebie zbyt wielu obowiązków i nie rządzić innymi…
Kim chciałaś być, gdy byłaś małą dziewczynką?
Z tego, co pamiętam, to opcji było mnóstwo. Obrywało się przez nie moim zabawkom. Kiedy chciałam być lekarzem, to podkradłam tacie igły i strzykawki i ostrzyknęłam wszystkie miśki wodą. Potem chciałam zostać fryzjerką – obcięłam włosy lalkom Barbie, a gdy okazało się, że wena twórcza nadal we mnie buzuje, to podcięłam włosy mojej siostrze…
Artykuł Moja ścieżka zawodowa – TAG kobieta pracująca pochodzi z serwisu Blog lifestylowy - olgaplaza.pl.