Pytanie było proste. Jak życie. Jak świński ogon. Jak zakręcanie słoika.
I jak to w życiu, odpowiedź „tak” lub „nie” zupełnie nie ma nic do rzeczy. I nic nie wyjaśnia.
Szczególnie, kiedy czekam na nią długo, bardzo długo. I wcale nie dostaję odpowiedzi.
You’re killing me again
Am I still in your head ?
You used to light me up
Now you shut me down
Co mam powiedzieć? Jak mam powiedzieć? Jeśli moje myśli rozpierzchły się na wszystkie strony, a w głowie kołacze się tylko Sting, śpiewający I’m so happy that I can’t stop crying?
O czym myślę? O tym, że mój aparat nie żyje, bo nie mam obiektywu. O tym, że czasem przydałby się telefon z nawigacją. I o tym, że powinnam teraz ciężko pracować, ale jestem rozwalona totalnie.
Jak dobrze, że dziś póki co jest w miarę spokojnie. Każdy robi swoje, a nocka sprzyja robieniu „swojego”. Można nawet myśleć, co w ciągu dziennej zmiany w środku tygodnia jest rzadkim i luksusowym dobrem.
Dlaczego zawsze w takich chwilach okazuje się, że ktoś chce się ze mną spotkać? Martusia z Grzesiem, Piotrek kochany. Moi Drodzy.
Rozmawiałam jakiś czas temu z koleżanką poznaną w górach. Jest uosobieniem spokoju i optymizmu. I kiedy spytała mnie o takie zwyczajnie jak leci, nie umiałam się powstrzymać. Jest mi ciężko i już.
Nie radzę sobie, do cholery. Nie radzę sobie i już.
I jakby podsumował to pan Konwicki:
I bardzo dobrze.