Na ogół jestem jak mały samochodzik, wiecznie pełna energii, z uśmiechem na twarzy. Ostatnio miałam jednak wrażenie, że powoli wyczerpują mi się baterie.
Od dłuższego czasu widziałam, że moje podejście do wielu rzeczy się zmieniło. To, co dotychczas sprawiało mi przyjemność, przestało ją dawać. Jestem z natury perfekcjonistką i wychodzę z prostego założenia, że gdy coś robię, chcę być w tym dobra. W moim przypadku nie tylko dobra, lecz niemalże najlepsza. Dążenie do zmian jest dobre, ambicje dają nam motywację, wpływają na progres. Tutaj pojawia się jednak mała gwiazdka i drobny druk - *z rozsądnych ilościach. I właśnie to mnie często gubi, ale z drugiej strony też czasem ratuje.
W ciągu niedługiego okresu czasu nagle wszystko przestało mi wychodzić. Na treningach kondycja załamała się bez jasnej przyczyny i dawała w palnik zniechęcając do jakichkolwiek dalszych prób poprawy wyników. Idąc na zajęcia z tańca zastanawiałam się tylko, za co tym razem będę słyszeć bukiet krytyki. Rozregulowany plan dnia w związku z nową pracą pozostawiał mi niewiele czasu na wizyty na siłowni. Dieta działała na zasadzie „pół dnia zdrowo, a pół dnia hulaj dusza, bo od jutra się odchudzam”. W pracy utknęłam gdzieś na szarym końcu łańcucha pokarmowego, dodatkowo z wizją, że osoby wkładające zdecydowanie mniej wysiłku czy umiejętności, odnoszą większe profity jedynie dzięki znajomościom.
Ogólnie na każdym możliwym polu klęska. To usunęło mi grunt spod nóg.
Dotychczas, gdy coś mi nie wychodziło, skupiałam się na innej rzeczy, w której byłam dobra. Tym razem nagle wszędzie było źle. Właśnie ta krytyka, czy porażki, kompletnie nie zrównoważone niczym pozytywnym wpłynęły na mój nastrój.
Właściwie najchętniej owinęłabym się w kołdrę i przeczekała w łóżku kilka dni, tygodni lub miesięcy, a najlepiej całą wieczność. I tak właśnie zrobiłam. Ciemność za oknem już popołudniu skutecznie zniechęcała mnie do wychodzenia, kiedy już raz wróciłam do domu. Zaczęłam unikać wszystkiego.
Dla chcącego nic trudnego i jak wiadomo znalezienie wymówki nie stanowi większego problemu. Zła pogoda, lekkie przeziębienie, ból głowy, późna godzina. Każdy powód jest dobry, aby poleżeć w łóżku. I tak leżałam i leżałam... Niczego to nie zmieniało, a wręcz pogarszało, bo świat dalej szedł do przodu, a ja traciłam czas.
W końcu coś się zmieniło. Nie wiem czy to leżenie po prostu mnie znudziło, czy to pod wpływem kilku przeczytanych książek, rozmów z paroma bliskimi osobami, czy może dzięki własnemu racjonalnemu myśleniu i zmuszeniu się do zrobienia czegokolwiek, tak czy siak po długim czasie wygrzebałam się z mojej jesiennej ściółki.
Jest już dobrze. Wróciłam do moich zwykłych zajęć, choć z nieco mniejszą intensywnością i bez większych oczekiwań. Wyciągnęłam z całej tej sytuacji cenną lekcję.
Nie dąż do perfekcji
Stawiaj sobie jasne cele dostosowane do własnych możliwości i nie patrz na innych. Niespełnione ambicje rodzą tylko frustracje. Najlepszą metodą jest ustalenie realncyh celów mierzalnych i zorientowanych w czasie.
Działaj na wiele frontów
Kiedy w jednej dziedzinie coś Ci nie wychodzi, wtedy czerpiesz satysfakcję z innych.
Rozmawiaj z innymi
Kiedy masz problem po prostu mów o tym. Wprost. Nie każdy ma w sobie wrażliwość wystarczającą do zauważenia, że ktoś inny ma problem. Nie każdy też dysponuje takimi pokładami empatii, aby coś zrobić nawet gdy taką wiedzę ma, dopóki nie usłyszy jasnego komunikatu "help".
Nie krytykuj innych przesadnie i uważaj jak to robisz
Będąc po drugiej stronie, uważaj na to, co mówisz. Konstruktywna krytyka pozwala drugiej osobie się rozwijać i zwraca uwagę na to, co poprawić, lecz ciągłe uwagi zwłaszcza krzyk i złośliwości tylko podcinają skrzydła. Istotna jest nawet nie tyle treść komunikatu, co jego forma.
Komplementuj
Gdy widzisz, że ktoś coś robi, daj mu znać, że go wspierasz, że to co robi ma sens, że jesteś dumny. Często to wcale nie takie oczywiste, a słowo "dobra robota" czy "gratuluję" potrafi dodać skrzydeł.
Planuj dzień
W okresie jesienno-zimowym łatwo o lenia. Już popołudniu ma się wrażenie, że jest noc, a wtedy najlepiej iść do łóżka. Ciemność i deszcz na dworze nie sprzyja jakiejkolwiek aktywności. Dlatego stwórz harmonogram i postępuj zgodnie z nim niezależnie od światła.
Ćwicz, ruszaj się, rób to, co dotychczas sprawiało Ci przyjemność
Często wydaje się, że wszystko jest do niczego. Nagle rezygnujemy z rzeczy, które dotychczas lubiliśmy bez konkretnej przyczyny. Warto czasem przemóc się i mimo wszystko zagonić swoje zacne ciałko do roboty. Szczególnie tyczy się to aktywności fizycznej. Po pierwsze najtrudniej jest zacząć, już w trakcie treningu będzie coraz łatwiej. Dodatkowo endorfiny produkowane w odpowiedzi na wysiłek fizyczny poprawią nam humor na dłuższy czas także, gdy będziemy już odpoczywać!
Dajmy szansę naszym ulubionym zajęciom, ale nie bójmy się też próbować nowych rzeczy.
 |
źródło obrazka: Torbacz Wombat |
Macie jeszcze jakieś patenty i rady jak przetrwać okres jesienno-zimowy?