Witamy Państwa serdecznie w Teatrze Satyry, Komedii i Dramatów Ludzkich! Dzisiejszy wieczór będzie obfitował w emocje! Zapewniamy: pot, łzy, wiersze po łacinie, intrygujące tête-à-tête z opalaniem natryskowym oraz rendez-vous pary małżeńskiej z... wilgotną ścierą nasączoną Cifem.
Ciekawi?
A więc kurtyna w górę!
Scena 1Akt 1Młoda para małżonków [lekko po trzydziestce, wyglądających jeszcze młodziej] stoi przy półce w markecie budowlanym. Wybierają pędzel do malowania kaloryferów. Rozmowa schodzi na temat wyboru techniki.
Ona: Farba czy spray?
On: Spray. Będzie szybciej.
Ona: Ok, racja.
W tle słychać piosenkę z off-u: "Hey, hey! Kupmy spray! Jej, jej! Będzie lepiej!"Scena 2Akt 1Kobieta wchodzi do kuchni z ogromnym pudłem tekturowym w ręce. Bierze nożyczki, kuca, nacina pudło; próbuje je rozerwać. Marszczy brwi. Odkłada nożyczki, podciąga rękawy i z wyrazem zacięcia na twarzy rozrywa pudło gołymi rękami. Uśmiecha się, nie bez satysfakcji.
Układa rozpłaszczone pudło na podłodze w kuchni. Na środku kładzie białą kratkę wentylacyjną. Sięga po czarny spray, potrząsa nim, robi próbę. Na widok czarnej smugi na kartonowej powierzchni rzuca do siebie, entuzjastycznie:
Ona: Jeeej! Mamy to!
Po chwili zamalowuje całą kratkę. Uśmiecha się. Zamyka puszkę, odkłada spray.
Scena 3
Akt 1
Późne godziny wieczorne. Łazienka dzień po nałożeniu ostatniej warstwy farby; prawie gotowa. Kobieta wchodzi do pomieszczenia [włosy związane w koczek, ubranie robocze, w ręce czarny spray do powierzchni, w tym kaloryferów, na twarzy spojrzenie rodzaju: "I'm ready to start."] Rozstawia wcześniej przygotowane (gołymi dłońmi rozerwane) płachty tektury. Wyposażona w taśmę malarską, dokładnie obkleja powierzchnię nad, z lewej, z prawej, pod kaloryferem i na podłodze również. Przystępuje do pracy. Próbuje malować pędzlem, ale praca idzie opornie. Kobieta sięga po spray. Ona [pod nosem, uśmiechając się]: No, to teraz pójdzie...
I poszło. Wprawne ruchy ręką w górę i w dół. Urywane psikania farbą. Ujęcia z różnych stron, dla lepszego pokrycia może i regularnej, ale jednak skomplikowanej powierzchni. Kobieta, kucając, przemieszcza się po tym fragmencie łazienki. Nagle czuje, że jej kapcie przyklejają się do podłogi. Kobieta marszczy brwi, zerka pod nogi.
Ona: Co jest, kurw...
Podłoga jest szara. Miejscami przechodzi w ciemniejszy grafit. Kobieta ściąga z lewej stopy klapek - od spodu jest czarny.
Ona [starając się nie obudzić śpiących dzieci, ale jednocześnie dobitnie]: Fuck!
Wstaje. Szybkim ruchem gałek ocznych omiata przestrzeń łazienki. Powtarza:
Ona [nieco głośniej niż poprzednio]: Fuck!
Podchodzi do umywalki.
Ona: Fuck, fuck, fuck!
Podłoga w łazience prezentuje efekt ombre - od ciemniejszych szarości w okolicach kaloryfera (czerni bezpośrednio pod - na tekturze), po jaśniejsze - wprost proporcjonalnie do odległości od źródła pylenia. Umywalka pokryta jest drobnym nalotem farby. Klei się. Wanna też jest pokryta drobnym nalotem farby i klei się. Pralka też... Klozet jak wyżej.
Ona: Noooosz!
Kobieta bierze ścierkę, zamacza, z żółtej butelki wyciska pastelowo-żółty Cif. Szoruje. Słychać recytowaną pod nosem łacinę. Nagle wzdycha, otwiera usta i, nie bacząc na sen dziatek, woła:
Ona: CAAABAAAJ!
Budzi męża, którzy przychodzi po chwili.
On [zaspany]: Co...?
Ona: Szorujesz.
Małżonkowie czyszczą łazienkę. Jest północ.
Akt 2
Wieczór następnego dnia. Kobieta poprawia niedoróbki farbą. Cieszy się, że kupili pędzel do malowania kaloryferów. I choć wybrali najmniejszy z dostępnych w markecie budowlanym, ten okazuje się być nieco za duży, przez co przestrzeni za kaloryferem nie da się pokryć w stu procentach. Kobieta macha ręką.
Ona [cytując ulubione hasełko męża]: Ujdzie.
Akt 3
Poranek następnego dnia. Kobieta delikatnie zrywa kartonowe płachty, porządkuje łazienkę. Wtem odkrywa miejsca wciąż pokryte drobinkami farby.
Ona: Nosz jasna cholera!
Kobieta bierze kilka głębokich oddechów. Wstaje. Idzie po aparat. Włącza tryb nagrywania. [W tle, na telebimie nad sceną, zaczyna się wyświetlać filmik:]
Kobieta przyciska czerwoną kropkę na aparacie, zamyka obiektyw. Znowu wzdycha. Bierze ścierkę, z żółtej butelki wyciska pastelowo-żółty Cif. Szoruje. Dla odmiany pracuje w ciszy, jak gdyby pogodziła się z sytuacją.
Akt 4
Łazienka wyczyszczona. Powierzchnie płaskie zabezpieczone.
Kobieta lustruje podłogę wzrokiem. Uśmiecha się - lekko, delikatnie, nie bez gorzkiej świadomości dodatkowo wykonanej pracy. Podnosi wzrok. Mruży oczy. Otwiera szeroko. Znowu mruży.
Ona: ....f...u...C...K...!
Pomalowane pięcioma warstwami farby ściany są... szare. [Szarość ścian nie jest zbyt wyraźna, to raczej przybrudzona biel, ale dla wprawnego oka kobiety, która malowała je przez kilka nocy z rzędu, różnica jest widoczna.]
Nie powstrzymując cisnącej się na usta łaciny, kobieta otwiera wiadro z białą farbą. Cieszy się, że farby trochę zostało. Wyciąga wałek, podciąga rękawy. Zabiera się do malowania. Zaciskając zęby, nakłada na ściany szóstą warstwę farby.
Kurtyna.
Scenka na "bis": przynajmniej łazienka wygląda teraz po japońsku - jako-tako:
Morał z tej bajki dla Państwa brzmi tak: malowaniu spray'em w domu powiedzcie dobitne "Fuck!"*
* Po fakcie dzieliłam się doświadczeniami z koleżankami blogerkami. Paula wyjaśniła, że jak malowanie spray'em, to najlepiej w "pudełku" - pomieszczeniu zabezpieczonym z każdej strony. Z kolei Agnieszka, nawet zabezpieczająca (jak i ja!) powierzchnię bezpośrednio narażoną na kontakt z farbą, pomalowała trawę dookoła. Także uważajcie - spray jest diablo podstępnym narzędziem pracy!
poprzednio w projekcie "ŁAZIENKA":