O kulach honeycomb pisałam w poprzednim poście (
TUTAJ), dzisiaj chciałam pokazać, jak przeszły egzamin w moim mieszkaniu.
Te kule muszą mieć jakieś otoczenie, same w sobie nie przyciągają tak bardzo uwagi - kiedy stopią się z tłem w jakąś kompozycję, wówczas w pełni można cieszyć się z ich obecności w domu.
Jako że barwą dominującą w przypadku zamówionych przeze mnie kul był pomarańczowy, pierwsze myśli - podczas poszukiwania domowego "pleneru" - powędrowały w kierunku plakatu, który swego czasu kupiłam w manufakturze Runo (limitowana edycja, numerowana, kilkanaście sztuk z błędami w typografii). Ma on tę samą właściwość jak kule honeycomb: świetnie prezentuje się na zdjęciach. Ich fotogeniczność, mam nadzieję, widać na zdjęciach poniżej:
Kule rozgościły się też na moment w pokoju Małego Johna. Kolor pomarańczowy natychmiast skojarzył mi się z Tygrysem, który pilnuje dobytku Młodziana znad jego łóżka.
Dziki (ale oswojony) kot zaakceptował urodzinową dekorację, mogę więc chyba odetchnąć... ;>