Z początku nie byłam do nich przekonana. Oglądałam zdjęcia w Internecie, czytałam o "achach" i "ochach", ale nie rozumiałam trendu. Tym bardziej nie kupowałam pomysłu używania kul jako elementów wyposażenia wnętrz - ok, niektóre ze stylizacji przyciągały wzrok, ale zwykle na tym się kończyło: na stwierdzeniu, że to ładny "obrazek" i przełączeniu strony.
Do czasu.
Zdjęć oglądałam coraz więcej (bo i częściej kule pojawiały się we wnętrzach), w coraz ciekawszych połączeniach kolorystycznych, mariażach faktur i pomysłach na aranżację. Zaczęłam się przekonywać. A kiedy nasyciłam oczy fotografiami z różnych przyjęć, gdzie przestrzeń ponad stołem - zazwyczaj ziejącą pustką - wypełniono "stroikiem" z kul... poszłam na całość. Zamówiłam na urodziny synka pięć kul w różnych rozmiarach. Padło na kolory "bazowe": biel, szarość i czerń, ale nie bez barwnego akcentu: ożywczego pomarańczowego (który stał się motywem kolorystycznym przygotowywanego przyjęcia, o czym pisałam
TUTAJ).
Nim jednak pokażę Wam wycinek tego, co dotarło do mnie w przesyłce, załączam kilka inspiracji. Pooglądajcie sobie "ładne obrazki" ;), które zmieniły moje zdanie co do kul-"miodowych plastrów":
I kilka inspiracji z wnętrz: czy to z pokoju dziecka, czy jako delikatny akcent w kąciku rodzica, czy w ramach dekoracji ślubnej, urodzinowej lub innych chwil świątecznych...
(Razem z tym wpisem wpadłam w manierę dzielenia treści na części, jak na filmach - z "uwielbianym" ciąg dalszy nastąpi...
Zatem... Ciąg dalszy nastąpi... :P Stay tuned!)