Kiedy w wakacje pytam syna, jaki temat przewodni wybiera na swoje urodziny, zastanawiam się zawsze, co Młody wymyśli i czy zdołam podołać. W tym roku mnie zaskoczył: padło bowiem na Flasha. Kilka dni wcześniej potomek dostał gazetkę z figurką Lego przedstawiającą bohatera w czerwonym stroju i... tak jakoś mu zostało. Niewiele wiedział on o postaci, jeszcze mniej wiedziałam ja. Niemniej padło na Flasha. Podniosłam rękawicę.

Podobnie jak rok temu, gdy mierzyłam się z innym bohaterem komiksowym - Batmanem, chciałam wybrać takie przedstawienia graficzne postaci, które... pasowałyby na urodziny przedszkolaka. Z Flashem nie miałam większych problemów (nie jest to aż tak popularna postać), ale przykład Mrocznego Rycerza pokazał, że komiksowy bohater... może mieć w istocie mroczne oblicze - na pewno nieprzeznaczone dla dzieci. Nie chciałam również "napakowanych" męskich ciał. Szukałam czegoś... normalnego. Wiecie: zwykły człowiek obdarzony niezwykłą mocą. To najmocniej działa na moją wyobraźnię i jako przesłanie przekonuje mnie jako mamę.
Szczęśliwie znalazłam "dziecięce" przedstawienia superbohatera - w wyszukiwarkę dobrze wpisać wówczas hasło "chibi": określa ono postaci przedstawione w taki właśnie sposób - duża głowa, małe ciało, zazwyczaj przesłodzony wizerunek. Jednocześnie nie zrezygnowałam z "dorosłego" Flasha. Mały John ma już - jak by nie patrzeć - 6 lat i swoje wymagania. Nie jest malutkim chłopcem, o którego rozwój (pop)kulturalny dbaliśmy tylko my - rodzice. Obecnie ma kolegów, którzy prężnie zaznajamiają go z nowinkami, wprowadzają w chłopięcy świat (i którzy czasem oglądają produkcje przeznaczone dla starszych, jak wyłapuję z rozmów w przedszkolnej szatni). Nie mogłam oszukać go chibi-Flashem. Musiał mieć wersję męską. I dostał - ale wciąż wpisującą się w mamią estetykę