Wystarczy mi 10 sekund na dworze, żeby upewnić się na 1000%, że to właśnie na ten okres czekam cały rok. Dla mnie jesień pachnie życiem. Nadmorski wiatr piętrzący fale nocą jest najbardziej pomysłowym fryzjerem.
Obrazki nie do opisania, na szczęście nienaruszone pozostają w pamięci.
Życie jest za krótkie, żeby z niego nie czerpać garściami. Jest za krótkie, żeby każdy dzień wyglądał tak samo. Jest za krótkie, żeby korzystać tylko z jednego czy dwóch utartych schematów. Za dużo możemy dać i otrzymywać, żeby się nie zaangażować. W życie. Swoje własne z innymi ludźmi.
Jako mechanizm obronny używałam stwierdzenia, że najlepiej mi samej. Bzdura. Jak nigdy dostrzegam jak bardzo cenię, kocham i potrzebuję obecności drugiego człowieka/ człowieków. Fakt lubię pobyć sobie sama, ale to dzięki innym wiem kim jestem.
Za zimno na lody? Nie dla mnie. Ja tam mogę jeść lody i zimą, byle mieć ciepłe picie obok. Cudowna, deszczowa pogoda nie pozwoliła mi jednak zapomnieć o jesiennym akcencie. Czyli lody ale jesienne. Idealne. Chyba najlepsze.
Bananowe lody śliwkowo- cynamonowo- różane z orzechami włoskimi, rodzynkami, kakaowcem i syropem z pędów sosny
Przepis:
Mrożone plastry ok. 4 dużych bananów
Garść śliwek węgierek
Duża szczypta cynamonu
Łyżka wody różanej
W rondelku dusimy śliwki z cynamonem, podlewając wodą. Dodajemy wodę różaną i dusimy odkryte, żeby nadmiar płynu odparował. Zostawiamy do wystygnięcia na noc.
Rano blendujemy banany z musem śliwkowym. Odstawiamy jeszcze na chwilę do zamrażalki przed podaniem. Podajemy z namoczonymi w wodzie orzechami, ziarnem kakaowca i rodzynkami, polane syropem z pędów sosny.
Pam.