Miał być post o tym, jak bardzo faceci i ich zabawki są beznadziejni. O tym, jak kilometry kabli, miliony pudełek, śrubokrętów i niezbędnych do życia wtyczek do komputera walają się po mieszkaniu. O tym, jak gry i kolejne aparaty, telefony, mp3 i inne wzbudzają nasz niepokój. Jednak tak nie będzie.
Wczoraj Najcierpliwszy pojechał do Krakowa. Zostałam sama. Ja, babsko totalnie mało romantyczne, zaczęłam tęsknić. Te wszystkie miliony kabli, jęki mordowanych rusałek, kolejny aparat i wtyczka robią się mało ważne. Znaczy, nie że Najcierpliwszy miał mnie dość i wyjechał na zawsze. Po prostu czasem nie mieszkamy razem.
Niedawno minęły dwa lata od pierwszej randki. Dla innych mało, dla innych dużo. Dla nas fajnie. Bo nauczyliśmy się, że druga osoba to nie dopust Boży i można mieszkać ze sobą nie mając ochoty utopić się nawzajem w zlewie. Ale do rzeczy – do napisania tego posta skłoniły mnie ostatnie wydarzenie w tzw. blogosferze. Otóż jeden pan bloger wymyślił, że się żenić będzie. Zważywszy na fakt, że faceci mają zepsuty moduł odpowiedzialny za małżeństwo, podjęcie przez osobnika męskiego takiej decyzji jest już świętem samym w sobie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ot ślub jak każdy inny. Dwoje ludzi przed urzędnikiem lub księdzem stwierdza, że dobrowolnie będzie znosić drugą osobę i postara się jej nie ukatrupić po kilku latach. Pan Bloger jednak chciał być inny i wymyślił, że zamiast ślubu będzie wydarzenie, a sponsorami tego dnia będzie sklep meblarski, linie lotnicze i kilka innych firm. Potem się okazało, że kilka innych firm nie wie, że przykłada swój marketing do tak wzniosłej chwili, ale nie o tym my dzisiaj. Podniósł się wrzask i sąd nad czarownicą. Pojawiły się głosy, że intymność się sprzedaje, że to wyjątkowy dzień a nie artykuł sponsorowany i lokowanie produktu. Pan Bloger kąsał wszystkich, bo chyba się lekko zdziwił, że pomysł nie wzbudził dzikiego entuzjazmu i nie wszyscy popadali z zachwytu. Potem chyba przekalkulował, że nie ważne jak mówią, ważne, żeby nazwy bloga nie przekręcali i zamilkł. Wrzawa pozostała.
Nie jestem przekonana do wesel i ślubów w ogóle. Chciałabym, żeby jak już, wesela udzielał mi Batman lub Elvis w Las Vegas albo urzędnik w miłej ambasadzie na Islandii. Jednak skoro ktoś sobie wymyślił, że tak ma wyglądać jego ślub (przepraszam – wydarzenie), to jego sprawa. Mnie to bawi. Bawią mnie komentarze i bawią mnie próby bronienia swego. Może nie warto zawsze wypruwać bebechy dla loga sponsora i profitów? Nie wiem, nie znam się, w konkubinacie przebywam (ku rozpaczy babci).
W dniu, w którym poparzyłam sobie łapy i zostałam unieruchomiona, Najcierpliwszy mnie uczesał. Zrobił mi kucyka. I to jest ważne, że jak ci się krzywda dzieje, to obok jest ktoś, kto ci zrobi fryzurę. Tego wam i sobie w dalszym ciągu życzę. W tym samym dniu, zanim spotkałam się z rozgrzaną brytfanką, powstała tarta. Lekka, niesłodka, z mango i borówkami amerykańskimi. Prosta w robieniu, wymagająca paru godzin w lodówce. Przed państwem:
TARTA Z MUSEM Z MANGO I BORÓWKAMI AMERYKAŃSKIMI
Na spód do tarty potrzebujemy:
- kostkę margaryny lub masła (miękkiego)
- 5 żółtek
- ½ szklanki brązowego cukru
- ziarenka z jednej laski wanilii
- łyżeczka proszku do pieczenia
- 2,5 szklanki mąki tortowej
- ½ szklanki zmielonych otrąb owsianych
- szczypta soli
- 4 łyżki kwaśnej śmietany
Żeby nie uświnić blatu, siebie i diabli wiedzą czego jeszcze, wszystkie składniki wsadziłam do miski i hakiem do ciasta z grubsza wyrobiłam. Zbiłam ciasto w zgrabną kulkę, owinęłam w folię i wsadziłam na 40 min do lodówki. Po tym czasie natłuściłam formę do tarty i nie bawiąc się w wałkowanie i przenoszenie ciasta, wylepiłam formę kawałeczkami odrywanymi z kulki. Jak zostanie wam ciasta możecie zrobić drugą tartę lub spokojnie zamrozić, wytrzyma dwa tygodnie. Wiem co mówię, bo raz o cieście zapomniałam i po dwóch tygodniach i po lekkim rozmrożeniu dalej było super Jak już mamy wylepioną formę należy ciasto obciążyć. Ja używam papieru do pieczenia i wygotowanych kamyczków nazbieranych w ogródku. Tartę z kamyczkami wsadzamy na nagrzanego do 190 stopni piekarnika na 15 minut. Wyciągamy, ściągamy obciążenie i dopiekamy jeszcze 10 minut. Upieczony spód studzimy. Na wystudzony wylewamy mus.
PS. Takie ciasto nadaje się również do szarlotki, jednak trzeba go wcześniej podpiec 10 min w 190 stopniach.
Mus z mango:
- puszka pulpy z mango lub 3 duże owoce zmiksowane na gładko
- pudełko (400 g) jogurtu naturalnego greckiego
- dwie szklanki bitej śmietany – wynalazki w aerozolu się nie nadają
- dwie łyżki miodu – jak ktoś nie lubi można dodać cukier
- dwie łyżki rozpuszczonej żelatyny
Pulpę łączymy z jogurtem, miodem i żelatyną. Jak już będzie dokładnie połączone, szpatułką delikatnie dodajemy bitą śmietanę. Dokładnie mieszamy i wykładamy na upieczony spód. Dodajemy borówki lub inne ulubione owoce i wkładamy na 3-4 godziny do lodówki.
Smacznego!
Post Tarta z musem z mango i borówkami pojawił się poraz pierwszy w LADY KITCHEN.