Kochani,
przez kolejne dni odwiedziłam sporo miejsc z Baltazarem. Podświadomie oglądałam wszystko co japońskie, ale głównie szukałam miejsc, gdzie moglibyśmy chodzić z Baltim. Skupiłam się na odwiedzaniu parków, szukaniu placów zabaw, tych na zewnątrz jak i tych w środku w razie brzydkiej pogody. Niestety z tym było delikatnie mówiąc słabo. Z biegiem dni zaczęłam rozumieć, że Japonia mimo ogromnej nowoczesności wokół, jest jednak bardzo w tyle w niektórych sprawach np. w tych dotyczących dzieci i udogodnień dla nich.
Jak już pisałam, naszym pierwszym odnalezionym miejscem był Community Square. Przypominało to betonowe boisko, ale przynajmniej mogliśmy troszkę pobiegać z Baltazarem; jest mu to bardzo potrzebne. Po Kumagaya’i Balti porusza się tylko „za rączkę” lub w wózku, ponieważ cały czas metr od nas są ruchliwe ulice. Bardzo zależało mi na miejscach dostosowanych dla dzieci, aby mógł się wyszaleć.Nawet w takim miejscu zabawa może być super :)
Kolejnego dnia odwiedzając parki widoczne na google maps natrafiliśmy na pierwszy plac zabaw w tym mieście. Byłam tak rozczarowana ogólnym brakiem miejsc dla dzieci, że cieszyłam się choćby z takiego. Potem nazwałam go „placem zabaw jak z horroru”. Jakość zabawek wpłynęła na taką ocenę, ale pewnie też to, że byliśmy na nim późnym popołudniem i robiło się ciemno.Przyznajcie, że straszny? :P
Na szczęście w kolejnych dniach poszukiwania miały lepszy rezultat. W poszukiwaniach miejsc do zabawy dla Baltika chwytałam się już wszystkiego. Kolejnego dnia zaczepiłam bardzo miłą panią sprzątającą, która choć kilka słów znała po angielsku i nakierowała mnie na park, którego wcześniej nie zauważyłam w aplikacji google maps – o nazwie „Central Park”. Park znajdował się ok 10 minut od hotelu, ale dlaczego wcześniej go nie zauważyłam? Nie mam pojęcia. Tu jest dużo miejsc widmo, o których opowiem innym razem :P
Central Park okazał się strzałem w dziesiątkę, spełnieniem moich marzeń. Już ze spokojem patrze na kolejne tygodnie tu . Z takim cudownym miejscem poradzimy sobie z Baltim na pewno. Zdecydowanie ten plac różni się od tego „jak z horroru”, nie uważacie?
Podekscytowana tym miejscem od razu wysłałam zdjęcia mojej starszej siostrze i zamiast zachwytów usłyszałam to: „jakie to smutne, że na takim placu bawi się tylko jedno dziecko…” Niewątpliwie miała rację. Jak dotarliśmy na miejsce na placu bawiła się dwójka innych dzieci, ale po 5 minutach już ich nie było, wiec cały plac był do naszej dyspozycji.
Tak wracaliśmy do domku. Cali w glinie, brudni, ale szczęśliwi i z wypiekami na twarzy :P
Do następnego:*