Kochani,
Dojechaliśmy do hotelu Ok godziny 20:00 (14:00 w PL, co daje łącznie 27h podróży). Dostaliśmy całkiem duży pokój jak na japońskie standardy i po przesunięciu kanapy pod okno mieliśmy nawet trochę miejsca do chodzenia i na zabawki Baltika. Łazienka za to była klaustrofobiczna. Czułam się w niej tak jakbym była w łazience w samolocie lub w przyczepie kempingowej ;) Śmieszne uczucie. Natomiast wanna była tak malutka ze spokojnie można by ja nazwać wanną dla dzieci. Dla Baktika była oczywiście idealna :) Zostawiliśmy rzeczy w pokoju, zatroszczyłam się o wszystkie potrzeby Baltika i poszliśmy na kolacje. Jednak najpierw zrobiliśmy małe zakupy w pobliskim sklepie. Następnie trafiliśmy do restauracji, która wygladała całkiem interesująco. Okazało się, że jest chińska, czego dowiedzieliśmy się z menu. Oczywiście śmieliśmy się, że nasz pierwszy posiłek w Japonii odbył się w chińskiej restauracji ;) Muszę jednak przyznać ze jedzenie było po prostu przepyszne. Padło bardzo śmieszne zdanie, gdy rozmawialiśmy o tym jakie mięso znajduje się w naszych daniach. Każdy twierdził coś innego, aż w końcu kolega podsumował: „świnia, kura – jeden pies” – coż za trafne stwierdzenie odnoszące się do kuchni chińskiej ;) W hotelu wykąpaliśmy się i poszliśmy spać. Po takiej podróży było to bardzo błogie, przyjemne uczucie, ze cieżko opisać je słowami.
Następnego dnia rano spotkaliśmy się na śniadaniu. Nie wiem dlaczego, ale od rana bolał mnie żołądek. Okazało się, ze powodem był brak tlenu w pokoju. Faktycznie metrażowo był bardzo mały, było ciepło i spaliśmy w nim cała rodzina. Po wyjściu na świeże powietrze od razu poczułam się lepiej. Jednak na śniadanie wypiłam jedynie miseczkę zupy miso., która jest bardzo pyszna. Już postanowiłam, że muszę nauczyć się ją robić w domu. Uwielbiam ten smak :)
kit kat o smaku typowej japońskiej herbaty matchy
Po śniadaniu zawieźliśmy bagaże do nowego hotelu, w którym mieliśmy zrobiona rezerwacje od tego dnia już na cały pobyt. Pokoje o 11:00 nie były jeszcze gotowe, więc zostawiliśmy bagaże i pojechaliśmy w kierunku Tokio oddać wypożyczone wczoraj auto. Po drodze zobaczyliśmy duży supermarket. Postanowiliśmy zawrócić, aby kupić zapas wody mineralnej na przynajmniej cześć pobytu.Woda w kranach w Japonii jest bardzo chlorowana; nie możemy podać jej Baltikowi do mleka modyfikowanego, ani też sami nie chcemy pić z niej herbaty. Dlatego duża ilośc wody mineralnej była priorytetem. Potem cieżko byłoby ja znosić do hotelu każdego dnia nie mając samochodu. Zawieźliśmy zapas wód jeszcze do hotelu i pojechaliśmy w stronę Tokio.
Ciekawe było to że, gdy wjechaliśmy pod hotel z bagażami pewien starszy Japończyk kazał nam się dziwnie ustawić na tym małym hotelowym parkingu. Dosłownie staliśmy na skos blokując inne auto tam stojące. Nie rozumieliśmy o co mu chodzi. Nagle się okazało, że ustawiał nas na obrotowym wielkim kole aby na tak małej przestrzeni móc mechanicznie obrócić samochód, aby był przodem do wyjazdu na ulice. Byliśmy w ogromnym szoku. Nawet mój Krzys się z takim mądrym rozwiązaniem nie spotkał do tej pory. W Tokio oddaliśmy samochód i pojechaliśmy autobusem na lotnisko, a z niego używając dwóch pociągów metra dojechaliśmy z powrotem do Kumagaya’i.
Dojechaliśmy na 18:00. Na dworcu spotkaliśmy jeszczę kolegę z USA, który tez przyleciał do Japonii do pracy. Postanowiliśmy pójść wszyscy razem na kolacje.
Trafiliśmy do małej knajpki gdzie należało zdjąć buty i pozostawić je w specjalnych szafeczkach. Balti miał zabawę przez pół kolacji; wkładał i wykładał drewniane klucze z metalowych uchwytów ;) Kolacja niestety okazała się niewypałem. Nic nie miało smaku. Krzyś mądrze podsumował: „było trzy razy drożej i trzy razy mniej smacznie ,niż na wczorajszej kolacji w chińskiej restauracji”. Nie zawsze wszystko wszystkim musi smakować :)
Położyliśmy się zmęczeni spać. Krzyś następnego dnia wstawał do pracy, a my po śniadaniu zaplanowaliśmy sobie spacer w celu poznania miasta Kumagaya.
Do następnego :*