Budyń z torebki był ze mną w kuchni przez lata. Mieszałam proszek z mlekiem i wracałam do rozkosznych dziecięcych wspomnień. Albo kręciłam na jego bazie krem do ciast. Pożegnałam się z nim na dobre, gdy zaczęłam rozbudzać budyniowy apetyt w córce. Zamiast mieszać proszek wzbogacony o sztuczne dodatki, mleko łączę z mąką ziemniaczaną. Smaku dodaję domowym cukrem waniliowym, cynamonem i koniecznie owocami. Naduśka zjada zawsze podwójną porcję, jej tato też oczekuje dokładki, więc budyniowy festiwal trwa u nas nieustannie. Czasami traktuję go jako deser, częściej jest po prostu drugim śniadaniem.
Eksperymentuję z ubarwianiem budyniu, wykorzystuję rożne rodzaje mleka. Ten na bazie kokosowego jest słodszy i bardziej kremowy. Dla córki robię zawsze gęsty, w którym łyżka może stać, bo takie dziecko ma upodobnia:) Sama wolę lżejszy wariant, więc gotuję go nieco krócej. Zresztą w jakiej wersji domowy budyń nie powstanie, zawsze znika. Zachęcam do wypróbowania, pewnie po tym doświadczeniu już nie wrócicie do torebek:)
Składniki
- 2 szklanki zimnego mleka kokosowego – można zrobić samemu
- 3-4 łyżki mąki ziemniaczanej w zależności od tego, jak gęsty chcecie budyń
- 2 łyżki masła – jeśli budyń ma być wegański, trzeba użyć migdałowego lub innego roślinnego
- duża łyżka wiórek kokosowych
- 2 łyżki cukru waniliowego
- maliny lub inne owoce
Jedną szklankę mleka przelać do garnka, dodać masło, wsypać cukier i podgrzać. Drugą wymieszać dobrze z mąką ziemniaczaną. Gdy mleko będzie zagotowane bardzo powoli wlewać do niego zimne mleko z mąką, cały czas mieszając. Dodać wiórki kokosowe i na małym ogniu podgrzewać, aż budyń zgęstnieje. Najlepiej nie przerywać mieszania, żeby krem się nie przypalił i nie był grudkowaty. Po lekkim przestudzeniu przełożyć do miseczek i udekorować owocami i wiórkami kokosowymi.
Budyń pysznie smakuje też z sokiem owocowym, więc jeśli nie macie owoców, wystarczy łyżka słodkiego soku.