Czy trudno żyć z Hashimoto? I tak, i nie. Część pacjentów praktycznie nie odczuwa związanych z tym schorzeniem objawów, zaś inni nieustannie skarżą się na zmęczenie, poczucie zimna, problemy z wagą… Hashimoto jest chorobą o wielu obliczach, nie zawsze dającą się łatwo okiełznać. Można jednak wyróżnić jeden kluczowy czynnik, który znacząco oddziałuje na intensywność i ilość odczuwanych przez pacjenta symptomów: to czas wykrycia choroby. Niezliczona ilość osób przez długie lata może nieść na swoich barkach Pana Hashimoto – bardzo uciążliwego pasażera na gapę, którego obecności jest zupełnie nieświadoma.
Niedoczynność tarczycy i jej skutki
Hashimoto należy do grupy chorób z autoagresji: w pewnym momencie organizm zaczyna produkować przeciwciała, skierowane przede wszystkim wobec komórek tarczycy. W ten sposób zaczyna się niszczenie gruczołu, co najczęściej prowadzi do jego niedoczynności.
Intensywność procesu zapalnego może być wysoce zróżnicowana. Rozwój schorzenia będzie inaczej postępował u każdego z pacjentów, zależnie od czynników takich jak: stres, dieta, wysiłek fizyczny, przyjmowane leki (np. antybiotyki), nastawienie do życia… Niekiedy atak może być szybki i towarzyszyć mu będą liczne i mocno odczuwalne symptomy. W innych wypadkach choroba będzie czaić się latami, dając objawy łatwe do zignorowania: zmęczenie, wypadanie włosów, problemy trawienne, depresję, zaburzenia nastroju…
Uszkodzona tarczyca nie jest w stanie wyprodukować odpowiedniej ilości hormonów (głównie tyroksyny – T4 i trójjodotyroniny – T3), co wpływa na kondycję całego organizmu. Związki chemiczne produkowane przez ten niepozorny gruczoł regulują wiele ważnych procesów: przemianę materii, wzrost kości, metabolizm tłuszczów, białek, węglowodanów i witamin. Odgrywają także ważną rolę w działaniu serca, mięśni i mózgu. A jakby tego było mało – każda komórka ludzkiego ciała potrzebuje hormonów tarczycy do prawidłowego wzrostu i rozwoju.
Nieleczona niedoczynność tarczycy może nieść ze sobą bardzo niebezpieczne w skutkach konsekwencje. Dlatego tak ważne jest możliwie jak najszybsze wykrycie choroby: kiedy wiemy, co nam dolega, okresowe badania oraz codzienne przyjmowanie hormonów pozwala utrzymać Pana Hashimoto w ryzach. Gorzej, jeśli przez wiele lat żyliśmy w nieświadomości, a niedoczynność tarczycy zdążyła zebrać obfite żniwo w naszym organizmie…
Tutaj dowiesz się więcej na temat przyczyn i objawów choroby Hashimoto!
Życie z niezdiagnozowanym Hashimoto: przypadek mojej mamy
Choroba Hashimoto i spowodowana nią niedoczynność tarczycy mogą dawać wiele niespecyficznych objawów, które lekarze dość łatwo przypisują innym schorzeniom. Jeśli los się do nas uśmiechnie, trafimy na specjalistę będącego w stanie połączyć nasze symptomy w całość i skierować nas na badania tarczycy. Niestety, zbyt wielu pacjentów przez lata odwiedza kolejnych lekarzy, którzy nie potrafią postawić właściwej diagnozy…
Tak właśnie wygląda historia mojej mamy. Odkąd tylko pamiętam, cierpiała na liczne problemy zdrowotne. Nieustannie dawały jej się we znaki słaba odporność, niedokrwistość, podwyższony cholesterol, ciągłe uczucie zimna, zmęczenie, nerwowość, nadciśnienie… A jakby tego było mało, pojawiały się codzienne zaburzenia trawienne, wypadanie włosów, bóle serca, głowy, stawów i kości.
Niepodobna zliczyć specjalistów, których mama odwiedziła. Gastrolodzy zapisywali tabletki, które oczywiście nie pomagały. Badania niemal nie wykazywały nieprawidłowości, zaś przyczyny zaparć upatrywano się w nadmiernie „skręconej” okrężnicy. Ciągłe uczucie zimna też nie zaniepokoiło lekarzy – jeden z nich stwierdził: „Bo jest pani za chuda!”. Na bóle serca i stawów oczywiście zaordynowano leki. Część symptomów zignorowano, stwierdzając, że mama je wymyśla (jeden z lekarzy podobno zapisał nawet w karcie „symulant”).
Kilka lat temu lekarz pierwszego kontaktu w końcu zlecił badanie TSH. Wynik wyniósł ponad 10 mU/l. Od tego czasu mama leczyła się u endokrynologa, który zapisał Euthyrox. I dopiero półtora roku temu, na naszą wyraźną prośbę, zostało wykonane badanie przeciwciał. Wynik anty-TPO – ponad tysiąc (norma to 34). Pan Hashimoto właśnie się ujawnił.
Oczywiście leczenie się nie zmieniło, wciąż jedynym zaleceniem pozostało codzienne przyjmowanie syntetycznego hormonu tarczycy. Zachęciłam jednak mamę do próby zmiany diety na bezglutenową i bezmleczną – i pomogło. Nękające ją od wielu lat problemy trawienne niemal całkowicie ustały, podobnie jak bóle stawów. Żadne tabletki nie przyniosły tak spektakularnych efektów.
Mamy wiele powodów by przypuszczać, że także moja babcia cierpiała na chorobę Hashimoto. W pewnym momencie życia bardzo przytyła, męczyło ją nadciśnienie i problemy z sercem. Babcia zmarła młodo, nie dożyła nawet sześćdziesięciu lat. Niestety, w czasach PRL-u i przy braku Internetu pacjent miał nikłe szanse na uzyskanie diagnozy Hashimoto.
Zdaję sobie sprawę, że zawód lekarza należy do jednego z najtrudniejszych. Wiem także, że każdemu zdarza się popełniać błędy – tyle że pomyłki specjalistów mogą kosztować zdrowie, a nawet życie pacjenta. Dlatego jeśli macie wątpliwości co do diagnozy lub zastosowanego leczenia – skonsultujcie się z innym lekarzem!
Czarny scenariusz
Nieleczona przez wiele lat choroba Hashimoto jest w stanie spowodować liczne komplikacje zdrowotne: podwyższony poziom cholesterolu, łagodne nadciśnienie, niewydolność serca, depresję, zaburzenia intelektualne, niedobór żelaza, problemy z oddychaniem i nerkami, jaskrę, bóle głowy, sztywność stawów, bezpłodność… Oczywiście te symptomy mogą wiązać się ze wcześniejszym zgonem, aczkolwiek niestety nie znalazłam badań pokazujących, o ile procent wzrasta prawdopodobieństwo śmierci w przypadku nieleczonej choroby autoimmunologicznej.
Byśmy w pełni sobie uświadomili, jak tragiczne może być życie niewłaściwie zdiagnozowanego pacjenta, pozwolę sobie przytoczyć historię mamy Zuzanny, jednej z czytelniczek bloga. Chciałabym jej serdecznie podziękować za zgodę na opublikowanie tych tragicznych dla niej przeżyć. Zuzanna cierpi na chorobę Hashimoto i już od ponad roku jest na diecie bezglutenowej i bezmlecznej:
„W mojej rodzinie występują choroby tarczycy. Moja mama miała wole, guzki tarczycowe i TSH prawie 2,9. Miała początki cukrzycy, depresję, problemy z pamięcią, chroniczne zmęczenie, chore serce, potworne problemy ze stawami i kręgosłupem (była zakwalifikowana do implantacji tytanem kręgów lędźwiowych, a za 10 lat chirurdzy wróżyli jej wózek inwalidzki), tyła z powietrza, miała słabą odporność i wiele innych schorzeń. Zmarła prawie rok temu w wieku 52 lat, popełniła samobójstwo, bo oprócz depresji padła ofiarą mobbingu w pracy, a w ostatnich dniach jej życia fizycznie była wrakiem człowieka. Do którego lekarza by nie poszła, to każdy jej mówił, że to od otyłości te wszystkie jej choroby…. Nawet na prywatnych wizytach u sław neurochirurgii i ortopedii też dawali taki argument, zamiast zająć się jej tarczycą… Po śmierci mamy, jak zebraliśmy po kilku miesiącach różne wyniki badań, które miała, wyszło u niej łącznie około 20 przewlekłych schorzeń.
Leczyła się u tych samych endokrynologów, co i ja, które też jej nie chciały podawać hormonu tarczycowego. Dodam, że mama nie chciała przejść na tę dietę, którą ja stosuję z zalecenia lekarza: bezglutenową i beznabiałową.
My się jakoś już zbieramy z bratem, wracamy do normalności”.
Część lekarzy nie wdraża leczenia, bo wynik „mieści się w normie”. Historia Zuzanny pokazuje, że nie tylko na wynik powinno się patrzeć, a na pacjenta i jego symptomy. Zostało już udowodnione, że profilaktyczne włączenie hormonu tarczycy może przynieść wiele korzyści w przypadku schorzeń z autoagresji. Wyniki badań niemieckich naukowców pokazały, że zapobiegawcze leczenie syntetycznym T4 spowodowało zdecydowanie wolniejszy rozwój choroby autoimmunologicznej. W badaniu brały udział osoby, których wyniki znajdowały się z laboratoryjnej normie i trwały rok. Po tym czasie porównano wyniki osób leczonych i nieleczonych: osoby przyjmujące syntetyczny hormon miały wyraźnie niższy poziom przeciwciał i limfocytów.
Badajmy się i leczmy – nie tylko dla naszego dobra, ale i dla dobra naszych bliskich.
Niedoczynność tarczycy? A może to Hashimoto?
Jeśli została już u Was stwierdzona niedoczynność tarczycy, koniecznie przebadajcie się pod kątem Hashimoto! Szacuje się, że 80% przypadków niedoczynności ma podłoże autoimmunologiczne. By wiarygodnie ocenić funkcjonowanie tego gruczołu, należy wykonać poniższe badania:
TSH, FT3*, FT4
anty-TPO, anty-TG
USG tarczycy
* U niektórych pacjentów wskazane byłoby także badanie rT3 (odwrócona trójjodotyronina), w Polsce bardzo słabo dostępne, które pokazuje efektywność konwersji T3 do T4.
Dzięki nim zyskamy niezakłamany obraz stanu zdrowia naszej tarczycy. Pamiętajcie, że samo TSH to zdecydowanie za mało! Niestety, wielu lekarzy opiera leczenie wyłącznie na tym wyniku – zapewne z powodu oszczędności. Fenomenem pozostanie też dla mnie niechęć lekarzy do badania przeciwciał. Dlatego część chorych musi wykonywać badania prywatnie, co oczywiście kosztuje i na co nie każdego stać.
Pamiętajmy, że nawet jeśli wynik TSH mieści się w normie, już możemy chorować (lub zachorujemy w przyszłości) na niedoczynność tarczycy! W jednym z brytyjskich badań przez ponad 20 lat obserwowano grupę 2779 osób: wynik TSH wynoszący ponad 2 mU/l przy pierwszym badaniu podwyższał prawdopodobieństwo wystąpienia niedoczynności tarczycy w przyszłości! Co więcej, prawdopodobieństwo to było jeszcze większe, jeśli takiemu wynikowi towarzyszyła obecność przeciwciał.
Jaki z tego wszystkiego płynie wniosek? Jeśli czujesz się źle, Twoje TSH wynosi ponad 2, a lekarz odmawia leczenia – poszukaj innego specjalisty.
Nieleczony pacjent – drogi pacjent
Objawy takie jak zmęczenie, ciągłe poczucie zimna, podwyższony cholesterol i tycie powinny motywować lekarzy do kierowania na badania tarczycy. To naprawdę ważne: nawet jeśli dziś my, podatnicy, zaoszczędzimy kilkanaście złotych na badaniach wiecznie marznącego i przemęczonego pacjenta, może się okazać, że za kilka lat taka niezdiagnozowana osoba będzie nas kosztować setki, a nawet tysiące złotych!
Pieniądze są jednak w tym wypadku kwestią drugorzędną. Nieleczona niedoczynność tarczycy jest w stanie zamienić życie chorego i jego rodziny w prawdziwą udrękę. Dlatego badajmy się i przyjmujmy leki. Dla dobra siebie i naszych bliskich.
A w wolnej chwili zajrzyjcie na jaskiniowy facebook!
***
P.S Pamiętajcie: schorzeń tarczycy nie wolno ignorować! Ważne jest regularne przyjmowanie syntetycznej wersji tyroksyny zależne od wyników badań (niektórzy lekarze zalecają także syntetyczną trójjodotyroninę). Oczywiście wielu wypadkach pomógłby zapewne naturalny hormon, produkowany ze świńskiej tarczycy – niestety, nie jest on jeszcze w Polsce powszechny.
Trzymajcie się zdrowo,
Wasza Ola