Nie było mnie. Trochę przez to, że w zimie zapadam w pewnego rodzaju sen zimowy, a trochę przez to, że jakoś gęściej zrobiło się w domu i w kuchni. Już przy jednym K. zdarzało mi się nieraz ograniczać jedynie do pochłaniania przyrządzonych przez niego dań, więc jak miałam się oprzeć pokusie nicnierobienia, gdy nagle w kuchni rozpanoszyło się kucharzy aż trzech?
I trochę też potrzebowałam przerwy na pomyślenie. Bo coś się zadziało z koncepcją tego bloga w mojej głowie. Jeszcze nie do końca wiem co, jeszcze nie do końca ma ta myśl konkretny kształt i jeszcze nie wiem, czy nie jest to efekt nadmiaru wolnego czasu po sesji (dwutygodniowe ferie tuż po sesji już po raz trzeci szczerze mnie zaskoczyły). Ale czuję w kościach, że idą zmiany. I wiosna. Tylko, że mogą być jeszcze dość daleko i iść spacerkiem.
Podobno Van Gogh kiedyś powiedział, że jeśli słyszy się w sobie głos mówiący “Nie umiesz malować”, trzeba malować mimo wszystko, a głos ucichnie. Mam parę takich niezbyt subtelnych i dość irytujących głosów w głowie, więc chyba jestem zmuszona, z uwagi na własne zdrowie psychiczne, zacząć więcej pisać i więcej fotografować. Z góry szczerze za to przepraszam.
Wygląda na to, że oprócz przepisów zaczną się pojawiać również posty okołokulinarne. I będzie w tym wszystkim nieco więcej mnie. Chyba pozazdrościłam autorom blogów z kategorii "lifestyle". Bo u nich wszystko jest takie ładne, życie płynie pomału, dni upływają na czytaniu dobrych książek i pisaniu ociekających talentem notek. Ja też chcę.