Od bardzo dawna mnie gdzieś ciągnie, w nieznane, nowe, dalekie, a od kilku lat to już naprawdę bardzo mocno. Nawet nie pamiętam, kiedy zaczęłam lubić się przemieszczać, zostawiać tak całkowicie na boku wszystko, co mi znane i bezpieczne, tak jakby wyciągnąć pewną wtyczkę i przez chwilę żyć gdzieś indziej, w innym otoczeniu, kulturze, w innym klimacie. A z początku nie znać nic, dopiero na miejscu poznać i się oswoić. To jest niesamowite! Najlepsze, że przecież zawsze można wrócić.
Miałam okazję dwa razy wyjechać tak na dłużej, sama, zupełnie sama, mając tylko nie-do-końca jasny plan, co będę robić, tylko zarys. Pierwszy zaraz po maturze - na 2 miesiące do Belgii, a w tym roku - też na 2 - do Irlandii Północnej. Fakt, że obydwa wyjazdy to miała być głównie praca, ale równie mocno zależało mi, żeby właśnie spróbować trochę tej inności i w końcu wyjechać dalej niż tylko Czechy, czy Słowacja. Genialne jest to, że wiele można się nauczyć z takich wyjazdów, o sprawach, o których wcześniej nawet się nie myślało, albo i o sobie nawet. Plusy i minusy są, ale przecież można wrócić...;)
Zastanawia mnie tylko jedno, czy jak ktoś urodził się w jakimś państwie, to już tam musi zostać na zawsze? Już na zawsze przynależy do tego miejsca i nigdzie nie będzie się czuł do końca, tak jak u siebie? Są miejsca, w których każdy czuje się lepiej albo gorzej, gdzieś lubi wracać, może przez pewne przyjemne skojarzenia, wspomnienia. Ale czy można zdecydować, szczególnie jak się jest młodym, gdzie chce się mieszkać do końca życia? Że tutaj i kropka, zdania nie zmienię? Tak się da? Albo w ogóle trzeba? Tak samo czy trzeba, zostać w Polsce jak się jest Polką, W Indiach, jak tam się wychowało i urodziło?
Może to głupie, ale gdzieś na początku liceum zaczęłam mieć takie przekonanie, że w sumie to ja nie czuję do żadnego konkretnego miejsca takiej totalnej przynależności i przywiązania. Że nie Bydgoszcz, z której pochodzę i mam tam większość najbliższych osób, nie Kraków, w którym studiuję i jest mi tu dobrze i fajnie, kocham to miasto, nie do końca Polska, którą lubię i uwielbiam tu wracać. Może nawet nie Europa. Chyba jedynie rodzina mogłaby tak mocno wpłynąć na to, żeby nie wyjeżdżać bardzo daleko na stałe, bo to trochę nie fair myślę...
Tylko, że...może da się w jakiś sposób pogodzić pracę i podróże, takie większe i dłuższe? Może pół roku, rok. No bo mi się tak marzy kiedyś pomieszkać w Skandynawii i Portugalii, a już w ogóle w Australii. Trzeba tylko wymyślić coś, może zaprojektuję sobie na tych moich studiach maszynkę do robienia pieniędzy i wszystko będzie możliwe? :D
Hm, dziecinnie, śmiesznie, czy głupio, nic a nic mnie to nie obchodzi, ale ja się czuję tak po prostu....mieszkańcem świata i tyle i fajnie mi z tym przekonaniem. Ciao!
*Cały Matt Corby (na marginesie z Australii) i jego piosenka 'Brother' jakoś zawsze powodują u mnie zastanawianie się nad takimi tematami. Odkryłam go rok temu i zakochałam się w jego głosie na amen.