Czasami miewam ogromną ochotę na makaron. Ale jedną z gorszych rzeczy jest dla mnie łączenie go z mięsem. Dodatkowo wszystkie gęste zawiesiste sosy też są raczej dla mnie mało odpowiednie. Chyba, że to carbonara, której nie jadłam chyba z 2 lata, bo wbrew pozorom wcale nie jest taka prosta do zrobienia, a restauracja w której była najlepsza zmieniła kucharza. A ja nie chcę zrujnować sobie dobrych wspomnień, dobrego smaku.
Mam kilka ulubionych wersji makaronu i każdy ma surowe warzywa/zioła, świeżo zmielony pieprz i oliwę z oliwek. Jeden z nich to po prostu spaghetti z oliwą i świeżymi ziołami, a jako ewentualny dodatek mogę dodać parmezanu, albo grana padano. Najlepiej smakuje w gorące letnie popołudnie, jak siedzę w cieniu na balkonie i popijam wodę z cytryną i miętą. A później mogę długo czytać książkę, bo o 20 jest jasno :) Trochę się rozmarzyłam!
A chciałam tylko powiedzieć, że ten przepis chyba trafi na listę moich ulubionych makaronów. I że tylko raz używałam w kuchni ricotty, więc trochę poeksperymentowałam i voila!
Składniki (2 osoby):
1/2 opakowania makaronu
1 opakowanie ricotty
garść rukoli (albo więcej)
trochę startego parmezanu
pieprz, sól
oliwa z oliwek (zakochałam się ostatnio w oliwie o smaku chili)
[opcjonalnie] czosnek (jestem chora, więc było go sporo)
Najlepsze w przygotowaniu jest to, że jedynym składnikiem, który wymaga jakiegoś wysiłku, jest makaron. Nie można go rozgotować! Ot i cała praca ;) Makaron odcedzamy, przerzucamy do dużej miski, wrzucamy całą resztę (czosnek radzę wcześniej bardzo drobno posiekać) i od razu podajemy.