King Fu Fusion, nie mylić z Kung Fu to jak wiecie restauracja z azjatycką kuchnią, która mieści się na rogu sławnej ulicy Jatki. Jak część z Was wie, między innymi z naszego fejsbuka, mieliśmy okazję już kiedyś tam zawędrować na lunch, ale niestety mimo naszej cierpliwości wyszliśmy bo niestety nikt nas nie obsłużył... Po tamtym krótkim wpisie, trochę nas pocisnęliście, że oceniamy knajpę po jednej sytuacji (co prawdą nie było), dlatego, co oczywiste, daliśmy im drugą szansę i dziś Wam o niej opowiadamy.
Tym razem obsługa podeszła do nas od razu, mimo pory lunchowej i z uśmiechem na ustach przyjmowała od nas zamówienie (dajemy naszemu Panu kelnerowi duży plus).
Ale odłóżmy na chwile na bok obsługę i nasze zamówienie i pogadajmy o wystroju. A wystrój jest... Hmm.. Fusion! To dobre określenie! Nowoczesne kształty i materiały fajnie komponują się z obrazami karpia (od niego wzięła się nazwa restauracji) i azjatyckimi elementami. Dodatkowym plusem jest otwarta kuchnia, więc można podglądać jak przygotowywane są Wasze dania, my oczywiście podglądaliśmy!
A podglądać mieliśmy co, ponieważ zamówiliśmy dwa zestawy lunchowe. Jeden (dla mnie) z zupą miso i policzkami marynowanymi w sake z dodatkiem puree i buraczków z anyżem, a drugi też z miso i łososiem w tempurze z sosem curry.
Zaczniemy od zupy. Miso, czyli tradycyjne, japońskie danie, którego podstawą jest bulion dashi i pasta miso (pasta z fermentowanej soi). W naszym przypadku dodatkowo mieliśmy w niej ryż i wodorosty wakame.
Pomyślicie, że coś co powstało z glonów i fermentowanej soi nie może być smaczne i niestety muszę Wam powiedzieć, że się mylicie. Dla mnie miso było pyszne! Rozgrzewające, mocno słone , a wakame miękkie i bardzo pożywne. Ja mogłabym w sumie najeść się samą zupą. Dla Matiego była ona za bardzo słona, ale jego tolerancja na słony smak jest bliska zeru.
|
Miso |
Policzki czyli moje danie (uwielbiam je zamawiać bo łatwo je spieprzyć, a po za tym są mega smaczne) smakowało. Mięso dobrze przyrządzone, miękkie i delikatne, sake nie zabijała jego smaku. Dodatki pasowały i razem z mięsem tworzyły dobrą, poprawną całość, choć fajerwerków nie poczułam.
|
Policzki wołowe |
Podobnie było z daniem Matiego. Łosoś w tempurze przygotowany według sztuki, dobrze doprawiony, tempura chrupiąca. Sos curry fajnie pikantny, bardzo smaczny. Ryż ugotowany w punkt. Znowu wszystko dobrze i wszystko poprawnie, ale bez efektu wow! (Nie, niestety pieseł nie zrobił by WOW, WOW ale łosoś).
|
Łosoś w tempurze |
Podsumowując naszą wizytę , jesteśmy zadowoleni, ale czujemy mały niedosyt, więc pewnie wrócimy tam na inne dania, tym razem z głównej karty.
Jeśli jesteście ciekawi ile nas to kosztowało, a na pewno jesteście to już meldujemy, że zastaw zupa+policzki zapłaciliśmy 27 zł, a za zestaw z łososiem 29 zł. Doliczcie do tego herbaty i zabijcie nas bo nie pamiętamy za ile były. Ale pamiętamy, że podane były w pięknych ciężkich dzbankach, i że herbata ryżowa wymiata!
|
Herbata ryżowa |
Na zachętę dajemy mocne 4+ i zapewniamy, że jeszcze tam wrócimy!
Smaczności!