Deser na niedzielę- surowa tarta ze śliwkami, na kokosowym spodzie (btw, spód w smaku przypomina mi raffaello). Powyższy deser jest bezglutenowy, nie zawiera jajek, nie trzeba go piec, dozwolony jest na protokole autoimmunologicznym. Tartę planowałam odkąd tylko moja mama zakupiła żaroodporną formę do tarty, dostępną jakiś czas temu w markecie netto. Oczywiście, żelatynę z poniższego przepisu można zastąpić jajkami i piec ją ok 20-30 min w piekarniku (wtedy już nie jest AIP - czyli nie dozwolona na protokole autoimmunologicznym), ja jednak zdecydowałam się na wersję raw, bez jajek - wg. mnie, jeśli tylko można, warto zastąpić je żelatyną, surowe desery zawsze są bardziej wartościowe, mniej przetworzone, a jajka na miękko smakują znacznie lepiej i zachowują więcej wartości odżywczych bez pieczenia ich kilkadziesiąt minut.
Składniki:
-10 łyżek mąki kokosowej
-2 łyżki masła klarowanego lub oleju kokosowego
-2 łyżki żelatyny
-3/4 szklanki wiórek kokosowych - użyłam takich, bez siarki
-ok szklanka wody
-surowy miód lub ksylitol - ok 4 łyżki
-400ml mleka kokosowego
-ok 12 śliwek
Przygotowanie: mąkę kokosową miksujemy razem z miękkim masłem (w temp. pokojowej), 1/2 szklanki wody i żelatyną (aby ją rozpuścić, 2 łyżki żelatyny wymieszałam z 2 łyżkami zimnej wody, a następnie 2 łyżkami wrzątku). Dodałam 2 łyżki surowego miodu, wiórki kokosowe i 1/3 szklanki wody, tak, aby całość można było zmiksować na ciasto, którym można wyłożyć formę do tarty. Ciasto okazało się być zbite, więc dodałam odrobinę wody- kilka łyżek i ponownie zmiksowałam. Ciasto jest białe i wygląda na "surowe", jednak nie ma w nim żadnych składników, których nie można by zjeść na surowo - wystarczy wyłożyć nim formę do tarty - moja ma 28 cm średnicy (szklana, żaroodporna). Najwięcej czasu zajęło mi chyba jej wyłożenie ;). Gotową formę, już wyłożoną ciastem wstawiłam na 20 min do lodówki. W tym czasie zabrałam się za "filling", czyli wypełnienie: mleko kokosowe (400 ml puszka, bez konserwantów) lekko podgrzałam (tak aby miód nie stracił wartości odżywczych), do ok 40 stopni, po czym rozpuściłam w nim miód (2 łyżki) i kolejne 2 łyżki żelatyny.
Następnie dodałam do kokosowego mleka drobno pokrojone śliwki. Wyjęłam z lodówki tężejącą tartę i wylałam na nią mój hmm ... no - "filling". Wstawiłam do lodówki na kilka godzin, aż do stężenia (można użyć zamrażarki, trwa to wtedy znacznie krócej, niestety moja zamrażarka wypełniona jest mięsem). Gotowe. Tarta stała sobie całą noc w lodówce (w zasadzie to była gotowa na sobotę wieczór, jednak światło nie sprzyjało jej fotografowaniu, więc musiała uzbroić się w cierpliwość i została spróbowana dopiero w niedzielę rano).
yummi yummi!
P. S. śliwki możecie zastąpić waszymi ulubionymi owocami