Czy choroba to tylko leżenie w łóżku, łykanie lekarstw, cierpienie? Kolejki do lekarzy, kolejki w aptekach stosy recept i regularne kłucia igłą w laboratorium? Krótsze życie, gorszej jakości?
Cierpię na niedoczynność tarczycy, wynikającą z Hashimoto, dodatkowo występują u mnie przeciwciała charakterystyczne dla choroby Gravesa- Basedowa. Od kilku lat nie mam okresu, cierpię na zespół policystycznych jajników (PCOS), a moje nadnercza są w fazie wyczerpania. Jednak na co dzień cieszę się życiem, może czasem zdarza mi się ponarzekać, jednak zawsze upominam swój umysł, żeby tak więcej nie robił. Przed Wami najbardziej pozytywny wpis - 8 plusów bycia chorą na Hashimoto!
1.
Doceniłam swoje zdrowie, doceniłam swoje życie.Chyba najważniejsza zaleta. Nigdy nie pomyślałabym, że stanę się pozytywną osobą i będę potrafiła uśmiechnąć się do obcej osoby. Kiedy zdiagnozowano u mnie nadczynność tarczycy (tak, najpierw cierpiałam na nadczynność, która przerodziła się w niedoczynność, mój kochany, szalony organizm) moje TSH wynosiło 0,005. Czułam się fatalnie, nie mogłam spać, cały czas się dusiłam, nie mogłam złapać oddechu, wpadłam w chroniczną hiperwentylację, cały czas bałam się, że zemdleję. Codziennie wieczorem zasypiałam z myślą, że mogę się już nie obudzić. Po jakimś czasie, lekarze zmienili zdanie, jednak nie jestem taka super-zdrowa, jak uparcie twierdzili. Dzięki mojej silnej woli zadbałam o swoje zdrowie sama, czym dzielę się tutaj z Wami, a dziś wiem, jak bardzo życie jest cenne, jakie jest piękne, cieszę się każdego dnia, że mogę chodzić, oddychać, poczuć regularne bicie swojego serca, zasypiać i budzić się rano.
2.
Zaczęłam o siebie dbać - dbam o swoje ciało, dbam o swoją duszę. Staram się dostarczać jak najwięcej witamin i minerałów wraz z pożywieniem, bo dzięki nim mój organizm funkcjonuje. Dbam także o duszę, nie spędzam już całych dni przed komputerem, chociaż czasem na prawdę nie chce mi się nigdzie wychodzić (bo to wymaga uczesania się, pomalowania, zastanowienia się nad ubiorem, no ok, wiem, że niektórzy wychodzą w dresie i kapciach, ale ja nie czuję się tak komfortowo), zdecydowanie wolę się przemóc i wyjść chociaż na spacer po osiedlu. W sukience i ładnych butach. Przemóc się i wyjść do ludzi, spotkać się ze znajomymi, a jeszcze bardziej pojechać gdzieś dalej. Zwiedzić nowe miasto, nowe miejsca, mniej lub bardziej tłoczne. Obserwować ludzi, zastanawiać się, dokąd się tak spieszą, jak się ubrali i w jakich językach mówią.
3.
Znalazłam swoją pasję - dietetyka i gotowanie! Zdecydowanie. Kiedyś myślałam, że interesuje się fotografią, bo mam lustrzankę i konto na deviantarcie, uparcie uczyłam się schematu budowy aparatu. Męczyłam się, ale przecież fotografia, seems legit. Teraz kocham fotografować muffinki, które sama przyrządziłam. Czytam publikacje naukowe nt. kortyzolu, wpływie diet na insulinooporność, pomimo, że są pisane językiem naukowym, w dodatku po angielsku, lubię to. Codziennie uczę się czegoś nowego, chociażby tego, jak szybko obrać dynię czy idealnie rozpuścić żelatynę w wodzie i każdy nowy dzień przynosi mi radość, bo realizuje swoją pasję.
4.
Założyłam bloga - pierwszego bloga założyłam jakoś w podstawówce. Kompletnie nie pamiętam o czym wtedy pisałam, za pewno było to coś na wzór tekstów z mojego pamiętnika, który niedawno znalazłam - "poszłam do szkoły, było fajnie, nie było matematyki, a na obiad był schabowy". Pamiętam tylko, że tworzyłam szablony z upadłymi aniołami. Od zawsze lubiłam tworzyć coś nowego i dzielić się tym z innymi, ale w moim życiu nie było nic specjalnie interesującego. Chodziłam do szkoły, wracałam, jadłam obiad, marnowałam czas na internety i szłam spać. Od kiedy zaczęłam interesować się zdrowiem, dietą, gotowaniem, pojawił się temat i pojawił się pomysł. Dzielenie się swoim doświadczeniem z innymi, szczególnie, jeśli jest dla kogoś przydatne, jest piękne. Uwielbiam dostawać od Was maile z podziękowaniami! Małe rzeczy, a potrafią zmienić mój nastrój w kilka sekund.
Madryd z Pauliną ♥
5.
Odkryłam nowe smaki - zawsze myślałam, że szczytem doznań smakowych jest pizza. Przetworzona żywność jest smaczna, tego nikt nie zaprzeczy. Ale dlaczego tak jest? Zastanawialiście się nad tym? Ja zawsze drążę temat, aż poznam prawdę. Detoks od przetworzonej żywności, od cukru bardzo zmienił moje gusta. Teraz potrafię zachwycić się zwykłą gotowaną marchewką z dodatkiem cynamonu i kremu kokosowego.
6.
Wyleczyłam się z napadów kompulsywnego jedzenia - nie powiem, nie jest to fajne uczucie, kiedy chce się wszystko zwracać z przejedzenia. A jednak robiłam to praktycznie codziennie. Dlaczego? Bo jadłam przetworzoną żywność, która mnie uzależniała, a ja nigdy nie czułam się syta. Mój organizm domagał się witamin, a ja karmiłam go chlebem, zbożowymi ciastkami, owsianką, jeszcze bardziej go w nie zubożając.
7.
Zrozumiałam, jak funkcjonuje moje ciało i umysł - kiedyś myślałam, że mój śmieszny umysł to taki sobie wybryk natury. Trafiło na mnie, że nocą nie potrafię spać, a rano nie mam chęci do życia. Że jestem zamknięta w sobie, chociaż mam ochotę wykrzyczeć, że cierpię i nie radzę sobie z emocjami. Jak się okazało, to moje hormony wariowały, nie ja. Ja jestem normalna. Kierują mną hormony szczęścia, hormony stresu, hormony tarczycy. Niedobór magnezu czy witamin z grupy B też ma wpływ na moje samopoczucie. Dużo czasu zajęło mi ogarnięcie ludzkiego organizmu, jest to jednak ciekawa maszyna. Warto jest być świadomym i móc wiedzieć, czego nam brakuje. Wierzę, że witaminami możemy poprawić sobie samopoczucie.
8.
Pozbyłam się napadów lęku. Czasami ogarniał mnie strach, zupełnie przed niczym. Bałam się tak, po prostu, wszystkiego, wyjścia do sklepu, rozmowy telefonicznej. Odkąd mniej więcej wiem, jaki wpływ na moje samopoczucie mają hormony tarczycy, stan jelit, wiem, że wszystko jest ze mną w porządku, potrafię sterować moim organizmem. Wyrównanie hormonów tarczycy, uzupełnienie niedoborów (witamina B12, ferrytyna), zmiana diety spowodowała, że niczego się nie boję. No, może oprócz ryb. Ryb boję się od zawsze.
Sagres, Portugalia - kocham podróże, kocham odkrywać nowe miejsca, poznawać nowych ludzi. Bardzo się bałam, jechałam zupełnie sama, ale jak widać, mam nadzieję, było warto! Relacje z eurotripu znajdziecie
[tutaj]
Jestem szczęśliwa. Widocznie potrzebowałam chorować, aby wszystko docenić, przejrzeć na oczy, popatrzeć na świat z innej perspektywy. Cieszę się z nabytego doświadczenia, być może, bez Hashimoto byłabym jedną z wielu kobiet, której jedyną rozrywką w ciągu dnia jest gapienie się w monitor i granie w pierwszą lepszą platformówkę, a jedynym kontaktem z ludźmi jest "dzień dobry" wypowiedziane do kasjerki w pobliskiej żabce płacąc za symulator szczęścia zwany czekoladą (najlepszy kompulsowy wyzwalacz), w dresie i kapciach.