Dobrze mi tu, gdzie jestem.
Mam wspaniałą wielopokoleniową rodzinę.
Mąż
Męża, który czasem doprowadza mnie do szewskiej pasji, ale był najlepszym, co mogło mnie w życiu spotkać. Męża, na którym mogę polegać, który nie boi się opiekować dwójką szkrabów przez weekend. Męża, który wspierał mnie podczas wyboistej drogi rozwijania biznesu. Męża, który przytuli, ale też potrafi ustawić do pionu, gdy tego potrzebuję.
Dzieci
Dwie córeczki. Prawdziwe iskry – jednocześnie rozczulające i wkurzające. Każda na innym etapie, z innymi potrzebami, marzeniami. Bywają powodem moich zmartwień – czasem chorują, mają zły humor czy też mają inny punkt widzenia niż mój. Ale ich dobro i szczęście stoi ponad moim.
Rodzice
Rodziców, z którymi relacje bywają różne. Z którymi raz się kłócę na amen, a raz „z dzióbków sobie spijamy”. Mieszkamy razem – trzy pokolenia, które muszą się ścierać, ale dzięki temu moje córki mają dziadków cały czas. Grają w szachy, oglądają bajki, pieką ciasteczka i robią deserki. Wszyscy otrzymujemy trudną, ale jakże w życiu potrzebną, lekcję szacunku i współżycia.
Siostra
Siostrę, z którą dobry kontakt złapałam dopiero z 10 lat temu. Siostrę, z którą poza sprawami rodzinnymi łączy nas wspólny biznes. Nie jest łatwo zachować zdrowy dystans, rozdzielić sprawy zawodowe od prywatnych. Czasem spieramy się o złotówki, poglądy i rozwiązania. Ale fajnie mieć w siostrze przyjaciółkę.
Carpe diem
Staram się dostrzegać piękno otaczającego mnie świata – kwiaty, wschody i zachody słońca, widoki. To naprawdę potrafi cieszyć. Drobne otaczające nas na co dzień rzeczy. Dobre jedzenie, ciepło bijące z kominka, aromatyczna herbata, lampka wina czy dobra książka. To elementy „slow life” w moim życiu. A żyję szybko. Nie mam czasu na plotki. Wybieram wartościową rozmowę z ludźmi którzy są dla mnie ważni, z którymi się rozumiemy, na których mogę polegać zarówno w smutku, jak i w radości.
Nie lubię oczerniać, obgadywać, złorzeczyć. W każdej, nawet najgorszej sytuacji, próbuję dostrzec pozytywy. Ja też czasem tracę wiarę w ludzi. W naturalne oczywiste dobro. Czasem też zastanawiam się nad sensem angażowania się w sprawy lokalnej społeczności.
Ale w takich chwilach sobie powtarzam, że jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził. Nie muszę zadowalać wszystkich. Bo przede wszystkim – nic nie muszę.