kto by pomyślał, że kiedy przychodzą wakacje a dzieci w przedszkolu jest mniej, pracy jest… więcej.
przedszkole trzeba wypucować.
i wszystko byłoby jak trzeba, gdyby nie fakt, że do sprzątania jest aż – uwaga – pięć osób. a tak na dobrą sprawę to tylko cztery, bo przecież jeszcze trzeba kiedyś wykorzystać urlop, którego nie można wziąć w środku roku.
dobrze, że ta wątpliwa przyjemność dotyczyła mnie w stosunkowo małym stopniu. dziś właśnie oficjalnie przestałam tam pracować. i o ile praca z dziećmi jest naprawdę przyjemna, o tyle już szorowanie dywanów niekoniecznie.
eee, wróć:
samo szorowanie na największym słońcu (30*C) od 11 do 14 to było raczej szaleństwo, a nie porwanie się z motyką na słońce (jak ja teraz doskonale rozumiem przesłanie tego powiedzenia!). niemniej jednak towarzystwo (w końcu nie prałam tych gigant-dywanów sama) uratowało tę nędzną sytuację. człowiek się pośmiał, wspólnie ponarzekał, podzielił newsami („jest coś nowego w Biedronce?”) i jakoś poszło.
teraz czysta regeneracja.
to znaczy, regeneracja regeneracją: siłą rozpędu zabrałam się za generalne porządki w domu. w końcu i tak musiałam go kiedyś odgruzować.
a w ramach regeneracji postawiłam na poranną gimnastykę i do gólu zdrowe jedzenie.
w ramach tego ostatniego stworzyłam coś obłędnego. sprawdzi się jako napój, ale i w formie lodów. smoothie. słoneczne i obłędnie żółte.
egzotyczne żółte smoothie
s k ł a d n i k i:
- pół małej ćwiartki żółtego arbuza
- pół świeżego ananasa
- 1 nektarynka (bez skórki)
- 3 brzoskwinie paraguayo (bez skórki)
- 1 dojrzały banan
- sok z jednej cytryny
w y k o n a n i e:
1. wszystkie owoce pokroić na nieduże kawałki i umieścić w kielichu miksera lub w wysokim mojemniku i zmiksować, aż wszyskie składniki zamienią się w gładki mus.
2. podawać schłodzone lub w postaci lodów:
- mus przelać do małych kubeczków
- włożyć do zamrażarki
- od czasu do czasu zamieszać łyżeczką
- kiedy mus zacznie się zmrażać po środku wbić patyczek
- podawać, gdy lody będą zamrożone