Kochani, Szpilka dziś baluje i to na bogato, jak mawia jedna ze znanych polskich restauratorek.
Mąż zaprosił mnie dziś na uroczysty obiad służbowy i nie wypada odmawiać, a że znam doskonale lokal, w którym rzeczony obiad będzie się odbywał, tym bardziej się zgodziłam. Menu zapowiada się pysznie, choć szału nie będzie... tradycyjnego schabowego też, więc wydaje się OK. Relację stołową, połączoną z opinią o restauracji zamieszczę jeszcze dziś... no może jutro, ale pewne jest, że będzie. Tymczasem zabieram się do zaległej pracy.
Odrywając się jeszcze od obowiązków zapytam, czy oglądaliście może wczoraj wieczorem film "Julie i Julia"? Od lat zbierałam się, żeby obejrzeć tę produkcję i wreszcie mi się udało. Jestem wniebowzięta. Takiej pasji poszukuję w ludziach, w sobie!A jak już ją odnajdę, chcę nią zarażać jak grypą.
Swoją drogą, nie uważacie, że Julie miała wyjątkowy pomysł, by w ciągu roku przygotowywać dania swojej kulinarnej mentorki? Trzeba mieć zacięcie, żeby sobie raz coś postanowić i wytrwać w tym, ale nie tak byle jak, tylko szczerze, uczciwie, do końca, choćby wiązało się z tym całe mnóstwo kłopotów i... zbesztanie przez mistrza. Zastanowię się kiedyś nad podjęciem takiego wyzwania. Muszę tylko pomyśleć, kto dla mnie jest taką "Julią Child", bo to wcale nie takie proste wybrać jednego z dziesiątek mistrzów, których pracę się podziwia.