Zawsze znajdzie się ktoś, kto zapyta mnie o to, czy jestem wegetarianinem. Choć mówiłem to już milion razy, odpowiem jeszcze raz: NIE! Pomyślałem, że to odpowiednia pora, ażeby wyjaśnić tę kwestię. Dla wszystkich, którzy wchodzą i inspirują się tym, co wrzucam. I dla znajomych, bo przecież też jest tutaj was sporo - kilka słów wyjaśnienia.
Kiedyś, kiedy miałem lat 14, razem z moim tatą i Mają (moją bratnią duszą po dzień dzisiejszy) pojechaliśmy na wieś do mojej rodziny. Jak to bywa, rodzinę się odwiedza. Problem w tym, że podczas tych odwiedzin odbywało się świniobicie. Jak o tym piszę, to i do tej pory mnie skręca…
Pech chciał, że akurat wszystko działo się na podwórku, gdzie bawiłem się z moją przyjaciółką. W którymś momencie usłyszałem ryk (nie wiem czy mogę tak to nazwać) zabijanej świni, a później ujrzałem ludzi (w tym członków mojej rodziny), którzy chodzili z poćwiartowaną świnką. To tak z grubsza – bo nie bardzo mam ochotę pisać o szczegółach. Trudno oddać mi to, jaki mam obraz do dnia dzisiejszego… Rzecz po prostu straszna, i tyle. I jeszcze w drodze powrotnej do domu uwędzone prosie wieźliśmy w samochodzie. Smród fatalny… pamiętam do dzisiaj.
Od tamtej pory miałem wstręt. Bardzo długi czas nie tykałem w ogóle mięsa. Nie byłem po prostu w stanie tego przełknąć. W sumie nic dziwnego. Sytuacja w pewnym momencie się trochę skomplikowała. Mając lat 14 dojrzewałem, oprócz tego regularnie trenowałem i mój organizm po prostu w pewnym momencie był osłabiony. A jako młody buntownik, nie dałem sobie przetłumaczyć. Nie potrafię powiedzieć, ile to trwało, ale w pewnym momencie po prostu zacząłem jeść pierś z kury. I tak w sumie zostało, do dzisiaj.
Tak się składa, że mieszkając sam, po prostu mięsa nie gotuję i idąc logicznym tokiem myślenia – nie jem. Mięso też rzadko jadam w restauracjach i jadłodajniach. Jedynej osobie, której ufam w przygotowaniu mięsa, jest mój tata, który zresztą też świetnie gotuje.
W związku z tym, że mięsa nie jadam. A na studiach z gotowaniem musiałem sobie radzić sam… Bo jak się czegoś nie zrobiło, to oczywiście nikt pod nos talerza z pysznym obiadkiem nie przyniósł.
Starłem się gotować – metodą prób i błędów. Pamiętam moje pierwsze rozgotowane ziemniaki… Masakra! Z czasem po prostu zacząłem interesować się kuchnią, szczególnie tą wegetariańską. Zastanawiałem się, z czego mogę przygotować kotleta i jakie dania „zastępcze” mogą mi rzeczywiście smakować - bez mięsa.
Aktualnie jest wysyp inspiracji w mediach społecznościowych, wcześniej tego nie było… Przez długi czas wypracowałem sobie swój własny smak. Bardzo dużo kombinowałem z warzywami – kuchnia wegetariańska mnie po prostu pochłonęła. Fascynujące jest to, czym można zastąpić mięso i jakie są na to smaczne i wartościowe sposoby. Magia!
W sumie teraz, kiedy przechadzam się po straganach, nie mogę się napatrzeć i kupuję jak szalony botwinę, fasolę, bób, rzodkiewki, pomidory, ogórki… Dobra, dość. Bo serio pomyślicie, że jest coś ze mną nie tak.
Nie ukrywam tego, że mam dni, w których zjadłbym solidną pierś z kury. I jeśli mam ochotę, to sobie po prostu robię. A najczęściej mięsa mam pod dostatkiem w domu rodzinnym, bo moja rodzina jest – określając dosadnie – mięsożerna. Tak. Zamiast kotleta mielonego, wolę kotlety z soczewicy czy fasoli. Zamiast ogromnego i panierowanego schabowego, zawsze wybieram jajo z rozpływającym się żółtkiem.
Warto też spojrzeć na to, że teraz jest w ogóle niesamowita moda na bycie fit i zdecydowanie więcej ludzi deklaruje się jako bycie wegetarianinem czy weganinem. Często słyszy się też: NIE JESZ MIĘSA? MATKO! JAK TAK MOŻNA? - bla, bla, bla. Pamiętajcie o tym, że przyczyn porzucenia mięsa czy produktów pochodzenia zwierzęcego jest mnóstwo. Jedni idą, bo to jest na czasie, a drudzy mają głębsze i np. bardziej drastyczne powody. W związku z tym, nie hejtujmy, szanujmy i próbujmy chociaż w najmniejszym stopniu zrozumieć drugiego człowieka.
A tak bajdełej - ludzie, gotujcie – serio. Wiecie jakie to fajne, kiedy siadasz do stołu z najbliższym, jesz coś, co przygotowałeś sam? Karmisz drugą osobę, sprawiasz jej radość (miejmy taką nadzieję), w pewnym sensie zaspakajasz jedną z podstawowych potrzeb człowieka. To wszystko jest niby tak banalne, ale w tej banalności jest głębia. Czasami prosta rzecz, może stać się tą wyjątkową, która sprawi ci jeszcze większą radość w przyszłości.
Nie ściągajcie wszystkiego na parter, czasami warto lawirować gdzieś między chmurami. Marzcie, kochajcie i spełniajcie się!
Student też potrafi gotować.