Wiem co czujesz. Miałam dokładnie tak samo. Nienawidziłam swojego ciała. Kochałam jedzenie, a po chwili nienawidziłam. Całe życie byłam na diecie: dieta, tycie, chudnięcie, efekt jojo, skrajność, rozpacz. Współczułam sobie, a potem czułam do siebie obrzydzenie. Wstydziłam się i miałam poczucie winy. Nie potrafiłam się kontrolować. Każda negatywna myśl, która pojawiała się w mojej głowie powodowała, że wpadałam w coraz większą skrajność.
Ciągle sobie wmawiałam, że jeśli tylko schudną, będę szczęśliwa, wszystko się ułoży i wszelkie problemy znikną. Każdą życiową porażkę obarczałam tym, że mam nadwagę. Nabawiłam się nerwicy natręctw, bywało tak, że miałam lęki przed jedzeniem. Wpadłam w kółko; jadłam, czułam obrzydzenie do siebie i jedzenia, później znowu jadłam, żeby o tym nie myśleć. Co najzabawniejsze, myślałam, że tylko ja przeżywam taki koszmar, a jednak okazało się, że nie… Ta zakładka powstała dlatego, że dostaje bardzo dużo maili od osób, które miały tak jak ja kiedyś.
W końcu wzięłam się w garść. Postanowiłam wszystko zmienić. Nadal uważałam, że jak schudnę to wszystko się zmieni, a problemy znikną. Schudłam, życie zmieniło się pod kątem wagi, ale problemy nie zniknęły, nerwica natręctw została. Chcę Wam pokazać jak pokochać własne ciało, bo to wszystko jest tylko w naszej głowie. Jeśli nie zaakceptujesz siebie takiej jakiej jesteś, to zrzucenie kilogramów NIC Ci nie pomoże. Najpierw poukładaj sobie wszystko w głowie, później działaj.
Moje życie się zmieniło, wyszłam z piekła i znalazłam się w niebie. Ty też tak możesz.
Możesz zmienić negatywne cechy w pozytywne, zamienić cierpienie na szczęście, gniew i złość na miłość i piękno. Możesz pozbyć się kompleksów i własnych słabości. Ja uzależniłam swoje poczucie wartości od swojej wagi/wyglądu. Nie popadaj w skrajność, zadbaj o swój umysł i szczęście. To najważniejsze, bo uroda i tak minie. Ja swoje dobre samopoczucie uzależniałam od tego, czy coś idzie po mojej myśli, jedna rzecz mi nie wyszła i wszystko wracało do poprzedniego stanu czyli poczucia beznadziejności. Brzmi znajomo?
Mój przypadek był o tyle skrajny, że zawsze byłam szczupła, a w przeciągu kilku lat przytyłam prawie 20 kg. To była moja osobista porażka, z biegiem czasu śmieje się z tego, jak bardzo uzależniałam swoje szczęście od wagi. Jednak rozumiem Was, drogich czytelników, którzy piszą do mnie podobne maile rozpaczy, które ja kiedyś pisałam do siebie w formie listów, bo w tamtym czasie nie było blogerów, którzy schudli, znali się na zdrowym trybie życia i chcieli pomagać. Takich osób nie było, z tego też powodu znajdujesz się teraz na tej stronie. Chcę pomagać innym. Postanowiłam stworzyć serię wpisów na ten temat, bo może będę mogła pomóc choć cząstce z Was. Pewnie teraz sobie myślisz, że uważam tak, bo schudłam, ale tutaj muszę Cię zaskoczyć. Zdałam sobie z tego sprawę w momencie, gdy postanowiłam ostatecznie schudnąć i wtedy nie wiedziałam, czy mi się uda czy nie, bo miałam naprawdę wiele prób. Po prostu postanowiłam spróbować i dałam sobie ostatnią szansę na zmianę. Przysięgłam sobie, że jeśli tym razem mi się nie uda, to zaakceptuje swoje ciało takim jakim jest. Zrozumiałam, że wartość mojej osoby nie zależy od rozmiaru jaki noszę.
Niesamowite jest to, że kiedy zrozumiałam i zaakceptowałam siebie, swój sposób bycia, wszystko się zaczęło zmieniać na plus. Uwierzyłam w siebie, zaczęłam się uśmiechać, mimo nadwagi dbałam o siebie, zmieniłam styl ubierania się. Zaakceptowałam fakt, że mam nadwagę i było lepiej. O niebo lepiej. Schudnięcie było tylko dodatkiem. Moje życie stało się ciekawsze, a ja sama wróciłam do pasji jaką jest jazda konna. Stałam się radosna, taka jak kiedyś. Niesamowite jak w przeciągu kilku lat można się zmienić. W skrócie można to opisać: byłam szczupła, przytyłam, nie akceptowałam siebie, podejmowałam miliard prób odchudzania, wpadłam w skrajność, bo uwierzyłam ,że się nie da, stwierdziłam, że czas to zmienić, podjęłam ostateczną próbę walki o swoje szczęście, zaakceptowałam siebie, schudłam, poczułam się szczęśliwa, problemy nie znikły tak jak myślałam, pojawiła się depresja (nie, nie z powodu wagi. Więcej o depresji możecie przeczytać tutaj ) , wyszłam z depresji, zmieniłam całe swoje życie, teraz jestem najszczęśliwszą kobietą, jaką nigdy nie byłam. Odkryłam wiele pasji, swój cel życiowy, znalazłam kolejną pasję a mianowicie pomoc innym, blogowanie, dietetyka, kierunek w którym się kształcę, sport, jak i skoki ze stadionu, które już tak dobrze znacie, gdzie tam poznałam też swojego obecnego partnera, przyjaciela, cudownego człowieka i wsparcie w jednym. Ten wpis jest bardzo osobisty, ale chce Wam pokazać, że każdy zasługuje na szczęście, i każdy jest piękny i powinien znać swoją wartość.
Drodzy czytelnicy, doceńcie siebie, życie jest za krótkie, żeby tracić lata świetności na pielęgnowanie swoich obsesji i mylne ocenianie własnego ciała. Planuję przygotować „plan naprawczy”, który zmieni Twoje nastawienie do własnego ciała, dlatego też pojawia się osobna zakładka.
Zwalcz obsesje na temat własnego ciała. Plan podzielę na tygodnie, wspólnie będziemy pracować nad tym, żeby wyjść ze skrajności. Co tydzień w czwartki będę pisać kolejną lekcję do „pokochania” własnego ciała. Dlaczego co tydzień? Tydzień przemyśleń, małych zmian.
Będą ćwiczenia, testy, w końcu praktyka czyni mistrza. To jest wstęp do tej części. Pierwsza lekcja pojawi się w następny czwartek, do tego czasu zastanów się z czym masz największy problem, jeśli chodzi o zaakceptowanie swojego ciała i pomyśl nad podłożem psychologicznym (od kiedy pojawił się problem, czy ma to związek ze szkołą, rodzicami, rówieśnikami).
Gdy przejdziemy przez wszystkie lekcje stworzę webinarium, na którym wspólnie się spotkamy i porozmawiamy nad Waszymi zmianami.
Co tydzień będę pisać wpis poświęcony znalezieniu własnego „ja”, szczęścia. Ćwicz nad sobą i nad swoim szczęściem, bo jesteś tego warty. Do zobaczenia w kolejny czwartek.