Jednak nie jest pisane mi szczęście i widzę, że będę się użerać z moim marnym losem do końca życia. Tyle szczęścia, tyle nadziei...zawsze to samo.
Była szansa przepisania się na bio-chem, zwolniło się miejsce tydzień temu. Łażenie, umawianie się na spotkanie z dyrektorką i co? ''Przykro mi, ale nie wezmę Cię z taką oceną z matematyki''. Super, czemu ten przedmiot musi być taką kulą u nogi?! Siedzę po 5 godzin przed kartkówkami, całe dnie przed sprawdzianami, a pracę domową odrabiam przeszło 2 godziny. Nie rozumiem i nie zrozumiem matematyki. Na prawdę się staram, nie śpię po nocach, ale najwyższą oceną jaką umiem uzyskać to 2+, serio? Kiedy ja znajdę osobę, która objaśni mi ten przedmiot?
Nie wiem jak to dalej będzie...nie chcę wiedzieć. Cały dzień płakania w szkole, potem płacz w domu. Oczy mam tak opuchnięte, że do tej pory wyglądam jak by mnie ktoś pobił. Jest źle, bardzo źle, a moja samoocena spadła do jeszcze niższego poziomu...do samego dna.
Przepraszam jeszcze raz za ten negatywny wpis, ale bloga po części traktuję jako pamiętnik.-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Lindt to marka, którą uwielbiam i to chyba najbardziej luksusowa firma produkująca czekolady, której wyroby miałam okazje próbować. Pewnie mnie teraz wyśmiejecie, bo nigdy nie miałam spotkania z Zotterem czy innymi ''wyższymi półkami'', ale jak na razie na Lindt'cie pozostanę ;)
Lubicie kokosa? Ja bardzo! A w połączeniu z czekolada to po prostu musi być fenomen. Czy takim fenomenem okazała się też letnia tabliczka Refreshing Coconut Dark? Sprawdźcie! :)
Skład:
Wygląd: Lindt ma przepięknie zrobione i pakowane tabliczki. Klasa, elegancja i przejrzysta grafika...to coś co przyciąga mój wzrok! Solidna tabliczka, kartonik i sreberko...klasa zachowana ;)
Po otwarciu dostajemy tabliczkę, która swoim mocnym kakaowym kolorem tylko zachęca do spróbowania. Kostki są duże, grube, a każda z nich ma natłoczony wzór/logo.
Piękna!
Smak: Po odwinięciu sreberka i wykonaniu pierwszego ''niucha'' czuć było tylko i wyłącznie deserową czekoladę z wyraźną nutą kakao. Woń była mocna, bardzo ''bogata'' co tylko spowodowało mały ślinotok. Po dokładniejszym obwąchaniu, niczym psy robią to ze swoimi tylnymi częściami ciała, poczułam kokosa, ale nie był to zapach prażonych wiórek, a raczej kokosowego kremu (?).
Szybko wzięłam nożyk, przekroiłam i...oto jest, kokosowy krem! Jak widać na zdjęciach, ma on lekko chropowatą konsystencję, coś jak płynny marcepan. Mnie się podoba, ale niektórym może wadzić.
Sama czekolada w sobie jest boska i będę to po prostu pisać przy każdym deserowym/gorzkim Lindt. Ich ciemna czekolada jest dla mnie idealna i jak do tej pory jest to mój faworyt na Polskim rynku.
A krem? Nieco mnie zawiódł, bo nie jest taki, jaki sobie wyobrażałam. Chciałam gęsty i aksamitny krem, który będzie smakował jak najprawdziwsze prażone płatki kokosowe, a dostałam lekko grudkową maź, która owszem, smakuje jak kokos, ale taki sztuczny, typowo słodyczowy. Nie mówię, że jest zły, ale chciałam coś innego. W połączeniu z czekoladą jest duużo lepszy i powoduje tylko taniec kubków smakowych na języku. Pyszna czekolada, lekko tłustawa i intensywnie kokosowa. Po włożeniu jej do lodówki staje się bardziej chrupka...bardziej mi taka smakuje ;)
Warto jej spróbować, szczególnie fani kokosowych smaków!
Podsumowując:
9/10
Cena - ok. 13 zł
Czy kupię ponownie? - Być może