Ostatnio mało było tu notek dotyczących mojego prywatnego życia, ale chyba niewiele osób chciałoby je słuchać ;) Powiem tylko, że na razie dobrze się wiedzie i mimo, że wczoraj był przeklęty piątek 13-tego, to i tak mi się miło w szkole siedziało. Pochwalę się tylko, że korepetycje jednak coś dają, a ja dumna ze sprawdzianu przyniosłam 3! Jednak potrafię i nie jestem takim skończonym osłem, jak myślałam.
Miłej soboty kochani, a w niedzielę obiecany haul zakupowy :)
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dawno już można było przeczytać tu o Mauro, który totalnie skradł moje serce i dostał magiczne 10/10! :) Oczywiście do testów dostałam jeszcze inny wariant smakowy, a mianowicie Malikę, która dzięki dodatku jagód goji i wiórek kokosowych, miała wprowadzić wakacyjny i plażowy klimat. Czy im się to udało? Czy Malaika też otrzyma 10/10? Zapraszam :)
Skład:
Wygląd: Opakowanie batonika ponownie powala pomysłem, wykonaniem i kolorami. Wszystko jest takie żywe i bardzo przemawiające do konsumenta (a przynajmniej do mnie). Tropikalne rośliny, jakieś liście i tukan...czy na myśl nie przychodzą Wam tropiki? ;)
W środku baton również wygląda atrakcyjnie. Jasny kolor, drobinki pestek fig i widoczne nasionka chia. Na moje szczęście nie było zbyt mocno widać jagód goji (których nie lubię), co tylko powiększyło moją ciekawość do tego uroczego zlepka bakalii.
Smak: Zacznę od zapachu, który również charakteryzował się nutą słodkich daktyli i fig, jak to było w przypadku
Mauro (klik). Oczekiwałam kokosowych nut i aromatów, ale niestety za chiny nie mogłam ich odnaleźć moim nosem. Konsystencja jednak pozostawała taka sama, jak w przypadku poprzednika, więc długo się nie zastanawiałam i czym prędzej zabrałam do kosztowania. Pierwszy gryz - słodko, karmelowo i chrupiąco (od pesteczek fig). Wszystko pysznie, słodko, bakaliowowo, ale zaraz...gdzie kokos? Gdzie były obiecane wiórki kokosowe i tropikalny smak? Niestety tego tu zabrakło, a szkoda :( Jagód goji jednak nie pożałowano i śmiało można było odnaleźć nawet całe owoce (!), a nie tylko zmielone szczątki. Ponad to w batoniku roiło się od słonecznika oraz ziaren chia, które tylko popsuły smak. Jak wiadomo, chia są specyficzne, niby smaku nie mają, ale wydzielają według mnie taki oleisty aromat. Tutaj niestety on się udzielał i psuł efekt końcowy. Ogólnie Malaika Mauro może całować po przysłowiowych piętach, ale i tak nie jest zła. Nie skuszę się na nią ponownie, ale Mauro już w 100% tak :)
Podsumowując:
7+/10
Czy kupię ponownie? - Nie - moje serce należy do Mauro