Kulinarny Dzień DzieckaZamiast raczyć Was tradycyjnymi, zapomnianymi przepisami, albo starymi recepturami zabiorę Was w podróż wehikułem czasu do lat dzieciństwa. Mam nadzieję, że był to dla większości czas beztroskiego proszenia o drobniaki na oranżadę w ciemnej butelce. Rzecz jasna, pitej na miejscu. Albo kupowania lentilek na wagę. Zaraz potem mogliście iść na trzepak albo wymieniać się z koleżankami karteczkami z wizerunkiem Czarodziejki z Księżyca lub jednej ze „Spajsetek”.
W tym czasie zaczynały się pierwsze kuchenne eksperymenty. Najpierw w roli kuchcika, jedynie towarzyszącego podczas przygotowywania posiłków. O ile posiłkiem można nazwać kukurydzę z puszki podgrzewaną na patelni wraz z masłem i z przyprawami. Czasem w przypływie twórczego myślenia dodawana była do tego szynka lub żółty ser. Niezbyt wykwintne, takie bieda- danie. Patrząc na większość Master szefów juniorów powinnam spalić się ze wstydu i schować głowę w piasek. Jednakże zaraz po tej kukurydzianej wariacji przyszedł czas naleśników. Najpierw smażonych przez mamę, potem po uważnych obserwacjach przeze mnie. Rzecz jasna z początku o podpalenie płomienia pod patelnią prosiłam brata lub rodziców.
Pamiętam, że wertowałam pierwsze otrzymane książki kulinarne dla dzieci. Pierwsza była Książka Kucharska Kubusia Puchatka. Niezwykle przyjemna lektura idealna dla najmłodszych pomocników w kuchni. Można powiedzieć, że to lektura mająca pomóc zachęcić milusińskich do wzięcia patelni w dłoń i zaserwowania rodzinie małego co nieco. A całość w towarzystwie najbardziej znanego misia. Z tego czasu do dziś przyrządzam grzanki z jajkiem Kubusia Puchatka, które są tostami francuskimi skąpanymi w solidnej dawce miodu.
Następnie zgłębiałam tajniki Książki Kucharskiej Kaczora Donalda. Jest to publikacja wymagająca większych umiejętności (choć znów przypadek najmłodszych master szefów zaprzecza mojemu sposobowi myślenia) oraz pozwalająca przygotować ciekawsze smakołyki, o czym będziecie mogli się przekonać czytając załączony przeze mnie przepis. Następnie przyszedł czas Jeżycjady Małgorzaty Musierowicz, która zamieszczam smakowite opisy potraw serwowanych między innymi przez rodzinę Borejków. Możliwe, że Opium w Rosole nie byłoby oczekiwanym przeze mnie rarytasem, ale już małdrzyki Kreski wyzwalały moją wyobraźnię. Na szczęście autorka wydała dwie książeczki o kulinarnym zacięciu. I tak w książce Całuski pani Darling czytamy o pysznościach serwowanych lub dedykowanych bohaterom literackim książek dla dzieci i młodzieży, a w Łasuchu Literackim o ulubionych potrawach postaci żyjących na kartach Jeżycjady. Dzięki tym pierwszym kulinarnym lekturom oraz działanim moje zainteresowania zmieniały formę, ale nigdy treści. Były to kulinaria. Dlatego dziś chcę Was namówić, abyście robili Kulinarny Dzień Dziecka. Wpuszczajcie je do kuchni, niech najpierw Wam towarzyszą i obserwują. Niekoniecznie pierwszego czerwca.
Orzechowe placuszki Hyzia, Dyzia i Zyzia
(przepis zaczerpnięty z Książki Kucharskiej Kaczora Donalda)
Proporcje na około 30 placuszków
2 jajka
85 g cukru
60 g mąki
50 g łuskanych orzechów laskowych
Wbij jajka do miski i ubij lekko trzepaczką. Dodaj cukier i ubijaj, tak długo, aż kryształki staną się niewidoczne. Wsyp mąkę i wymieszaj z masą jajeczną. Rozgrzej piekarnik do 200 ° C. Na desce do krojenia posiekaj orzechy. Dodaj do ciasta i dobrze wymieszaj. Blachę do pieczenia wyłóż pergaminem. Dwiema łyżeczkami nakładaj na blachę malutkie kuleczki. Kładź je daleko od siebie, tak żeby ciasteczka nie skleiły się podczas pieczenia. Wsuń blachę do piekarnika na środkowy poziom. Ciasteczka piecz do momentu, aż zrobią się jasnobrązowe – około 6 -7 minut. Zdejmij placuszki łopatką. Kładź je na metalową kratkę, żeby ostygły. Po wystygnięciu przełóż do pudełka.
Podczas pisania korzystałam z książki Książka kucharska Kaczora Donalda, Warszawa 1995r, s. 14