Gdy byłam dzieckiem pampuchy jadłam jedynie po wypadach mojego Taty do Lublina, do pewnego wielkopowierzchniowego sklepu na M. Kupował je w opakowaniach próżniowych, a mnie z Mamą intrygowała ich nazwa: PAM-PU-CHY.
Odrobinę kojarzyło się je z puchem, że lekkie i gotowane na parze. Niestety trochę czasu musiałam poczekać, aż osiągnęłam upragnione metr czterdzieści wzrostu i mogłam już być pasażerem w tych zakupowych wojażach. Potem zobaczyłam, że nie ważne jak dana rzecz się nazywa, ale czym jest. A są to pyzy z ciasta drożdżowego gotowane na parze (parowane) zwane również parowańcami.
Także tradycji musi stać się zadość i zapraszam na proste, tradycyjne i niezwykle sycące danie. Podawałam z krasnostawskim jogurtem naturalnym zmieszanym z serkami wanilinowymi posypanymi cynamonem.
Pyzy, pampuchy, parowańce
250 g mąki
15 g świeżych drożdży
125 ml mleka
2 jajka
2 łyżki masła
nadzienie:
300 g śliwek
łyżeczka mąki ziemniaczanej
szczypta cynamonu
Drożdże pokruszyć i rozpuścić w letnim mleku, dosypując połowę mąki. Nakryć i odstawić w ciepłe miejsce. Gdy rozczyn podwoi swoją objętość, dodać resztę mąki, jajka oraz stopione masło. Wyrabiać ciasto, aż zacznie odstawać od ręki. Nakryć i odstawić do ponownego wyrośnięcia. Ciasto wyłożyć na stolnicę, rozwałkować na grubość 3 cm, wykrawać placuszki, nadziewać śliwkami i zostawić pod przykryciem, aż podrosną. Wrzucić do osolonego wrzątku i gotować 12 - 15 minut na parze. Podawać polane jogurtem zmieszanym z serkami i posypane cynamonem.