Wiesz czego nie lubię w życiu?
Zaniedbania. Zaniedbania i to jeszcze zapowiedzianego wpisu. Wpis miał dotyczyć lipcowego wypadu do Krakowa na spotkanie kato - blogerów. Zatem obiecane i wykonane (w końcu).
Po pierwsze nie odpowiem Ci dlaczego Kraków, bo nie wiem. To miasto magnetyzująco przyciąga chociaż nie wiem czy zdecyduje się w nim zamieszkać. Głównym powodem dla którego się wybrałam do miasta Kraka było zaproszenie od Joli Szymańskiej,
Hipster Katoliczki na spotkanie
"blog do nieba", które przeznaczone było dla katolickich blogerów.
Po drugie połączyłam ten wypad z odwiedzinami moich przyjaciół.
Po trzecie czasami ludzie mnie pytają czy Przypraw Mnie jest blogiem katolickim. Odpowiadam, że tak, gdyż jestem katoliczką i blog ewoluował w stronę otwartego mówienia o wierze. Nadal jest kulinarny i taki pozostanie. Jednak powiększam pole manewru, bo trudno oddzielić siebie na strefy działań. Kocham gotować, kocham pisać o gotowaniu, a jeszcze bardziej kocham Boga i katolicyzm. A w lipcowe popołudnie w Krakowie mogłam poczuć się jak "jedna z nic".
Dla jednych byłam dziewczyna, od ciastek.
Od tych ciastek. Dla innych tą od Oliwki Zielonej (kato-bloga zawieszonego). Jeszcze inni traktowali mnie "jak dziewczynę w zielonym". Z jednej strony odstawałam, bo nie piszę o Bogu tak wprost i po prostu a z drugiej poczułam się trochę jak wśród swoich ( mimo, że znałam dwie osoby tak na wstępie). Mogłam się zrazić, że to zamknięte środowisko, że liczą się "kato - elity", ale po co. Lepiej zobaczyć co w trawie piszczy i się samemu przekonać.
Po czwarte poza niezwykle sympatycznym spotkaniem, które odbyło się w Fundacji Malak byłam w Ikei i jadłam najprawdziwsze klopsiki z sosem borówkowym, które kopiowaliśmy w zeszłym roku podczas gdańskiego sylwestra. Po piąte z rozrzewnieniem wspominam te wieczorne kolacje niczym z filmu "Frances Ha". Doceniam moc przyjaźni. Na prawdę.
I cóż...oby do następnego spotkania. :)