Istnieją na świecie rzeczy, których fajność przekracza wszelkie standardy.Zdecydowanie należą do nich masła z orzechów. Wszelakich orzechów. A także to, do czego je można później stosować.
Znacie to uczucie, gdy znajdujecie w delikatesach produkt, którego cena zwala z nóg, ale jest tak nowy i niecodzienny, że nie możecie się oprzeć żeby spróbować? Wracacie do domu, rozpakowujecie, smakujecie i wiecie, że przepadliście dla tego smaku. Na zawsze. Po zjedzeniu całego słoika, codzienność przypomina o sobie ceną tego nieziemskiego przysmaku. 30 zł za słoik? Słoiczek mały, to bardziej adekwatne określenie.
Od dziecka kocham wszystko, co kokosowe. Zaczynałam od batonów Bounty, czekoladek kokosowych, cukierków. Później przyszły kokosowe żele pod prysznic, balsamy do ciała, a także - last, but not least - kokosową wodę toaletową. Miłość do masła kokosowego była wynikiem zwykłej ewolucji. Konieczność ograniczenia tej przyjemności wynikała z analizy rachunku bankowego, który twierdził, że jestem skazana na jeden słoiczek miesięcznie. Serio? No chyba nie.
Internety twierdzą, że zrobienie domowego masła kokosowego jest zbyt proste, żebym oparła się pokusie własnoręcznego wykonania go. Prostota i mały nakład czasowy były dla mnie priorytetem, bo miłość do kokosa mogłaby przegrać z moją niechęcią do spędzania czasu w kuchni.Gotuję dużo, gotuję różnorodnie, ale pierwszą i nienaruszalną zasadą jest spędzenie w kuchni jak najkrótszego czasu. To zakłada, że nie robię masła ze świeżych orzechów kokosowych, bo nie bawię się w ich rozłupywanie. Wykorzystuję wiórki kokosowe. Takie tanie. Takie proste.
Sposób wykonania:
W sklepach i marketach są wiórki kokosowe, które są małe i wysuszone, oraz takie mięsiste i bardziej wyraźne w smaku, wyraźnie widać, że są po prostu spore. Często mają oznaczenie medium. Do zrobienia naszego masła nadadzą się tylko takie. Serio, z innymi nawet nie próbujcie. Nie będzie to zbyt trudne, bo większość wiórków taka właśnie jest, po prostu unikajcie tych najtańszych, które są drobne jak proszek. Największe rozmiarowo wiórki, z których jestem przezadowolona, kupuję w TESCO (marki TESCO za bodajże 3 zł za 200g).
Wiórki wsypujemy do blendera wysokoobrotowego (to ważne, w zwykłym się nie zrobi, więc posiadacze Termomix'ów i innych tego typu cudów wygrali życie) LUB do młynka do kawy. Młynek jest świetną opcją, z której sama korzystam. Wiórki mielimy, aż do momenty, gdy zacznie się z nich wytrącać olej. W przypadku korzystania z młynka do kawy najlepiej nim potrząsać w trakcie mielenia, żeby mielenie było równomierne. Często zdarza się w młynkach, że dolna warstwa zmieli się na masełko, gdy górna ciągle jest tylko wiórkami. Smutny to przypadek, charakterystyczny dla początkujących masłorobów. Żeby tego uniknąć trzeba potrząsać młynkiem od momentu jego włączenia, wtedy masa się bez przerwy miesza i równomiernie mieli.
Z technicznego punku widzenia to wszystko.
Tak, to jest właśnie tak proste.
Do czego można wykorzystać masło kokosowe?
First of all?
Do smarowania owoców. Wszystkich jakie sobie możecie wymarzyć. Masło kokosowe jest bogate w tłuszcz kokosowy, który uważany jest za jeden z najzdrowszych tłuszczy świata, a także jako jedyny tłuszcz, który od razu jest zmieniany w energię. Polecany dla odchudzających się i dbających o zdrowy tryb życia.
Owoc z łyżką lub dwoma masła kokosowego nie tylko uzyskuje nowy wymiar pyszności, ale także staje się sycącą (sic!) przekąską, która nie podnosi poziomu cukru w takim stopniu jak owoc sam w sobie. Warto pamiętać, że owoc to nie baton, jest zdrowy, ale tak czy inaczej jest wypakowany cukrem.
Wyobraźcie sobie aksamitny kokosowy krem na bananach. Gruszkach. Jabłkach. Truskawkach.
Z jagodami. Borówkami. Malinami. Wiśniami.
Ja jestem uzależniona.
Na co dzień, właśnie w charakterze przekąski, rozsmarowuję masło kokosowe na jabłkach. To owoce, które uważam za super zdrowe, ale nie szaleję za ich smakiem. Masło kokosowe robi z nich ekskluzywny i pyszny przysmak.
Innym zastosowaniem jest smarowanie kanapek, taka niby klasyka, ale ciężko mi się wypowiedzieć o smaku, bo chleba nie jadam. W ogóle.
Jeśli jadacie Nutelle w sposób inny niż palcem ze słoika, możecie być pewni, że tam, gdzie pasuje Nutella/czekolada/krem czekolodawy, pasuje także masło kokosowe.
Innym klasykiem są dania tajskie.
A zupełnie wyjątkowym i nadającym nowe znaczenia samemu masłu jest wykorzystanie go w wypiekach. Wierzcie mi, na tym blogu znajdzie się niejeden kokosowy wypiek, więc wpadajcie w przyszłości, żeby się z nimi zapoznać.
Pewnego dnia wrzucę też z pewnością smakowe masła kokosowe :-)
Ważne!
Masło kokosowe zachowuje swoją kremową konsystencję przez kilka godzin, później tężeje. Zawarty w nim tłuszcz kokosowy w temperaturze pokojowej ma postać stałą, więc masło w końcu także stwardnieje. Nie wpływa to na jego smak, ani właściwości, traci jednak swoją smarowalność. Jeśli chce się tego uniknąć można robić jednorazowe porcje (cały proces jest na tyle krótki, że tak, opłaca się), albo stężałą wersję można wykorzystać w inny sposób. Można też trochę podgrzać i dobrze wymieszać, smarowalność częściowo powraca.
Jeśli macie jakieś pytania, sugestię, własne pomysły na wykorzystanie masła kokosowego, zapraszam do komentowania. Też się chętnie czegoś od Was nauczę, bądź doradzę, jeśli będzie taka potrzeba :)