zielone smoothie: jarmuż, pomarańcze, ananas
greensmoothie: kale, oranges, pineaple
z zupełnej niesiły znalazłam jakiś zalążek motywacji. chciałabym wrócić, na stałe. dla siebie samej, bo prowadzenie Porannie nauczyło mnie systematyczności, zaspakajało jakiś tam pierwiastek mojej nikłej prawie potrzeby ekshibicjonizmu. i nie tylko dla siebie, bo kilka osób dało znać, że tęskni za tym blogiem. a nic nie łechce tak bardzo jak to, że ktoś o Tobie pamięta.
no i sama się zastanawiam, co działo się, kiedy mnie nie było.wyjątkowo dużo razy byłam karmiona, ale też dużo karmiłam.
bardzo bardzo czekałam na wiosnę. na każdy promień słońca.tańczyłam z Middlemist Red w Chmurach, kiedy to mój przyjaciel nad konsoletą był uśmiechnięty bardziej, niż kiedykolwiek. i tak nie raz, nie dwa, nie trzy.
piekłam trochę wegańskich tortów. wciąż dla mnie niesamowity jest fenomen rzeczy bezglutenowych, beznabiałowych, bezcukrowych, bezsojowych. ale zamiast się nim irytować, korzystam z okazji, że jest na to zapotrzebowanie i odcinam kupony. wieść się niesie powoli, ale wystarczająco, bo robiłam tort dla Przekroju, dla Cejrowskiego i jakiś marek modowych, których w zasadzie nawet nie znam. ale ładne Panie torty odbierały z uśmiechem na twarzy. ja tylko na siebie się złoszczę, że w 90% przypadków aparat był rozładowany...
prowadziłam wegańskie warsztaty dla Owartych Klatek- w mojej mikrokuchni trzech roslinożerców, chłonęli każdą informację i przypalali desery.
malowałam. na ścianach, płótnach, płotach, murach, zapełniałam kartki szkicowników. i po mnie też malowało dwóch zdolnych chłopców. pięć nowości na moich rękach, a może nawet i 7, niepoliczalne są. kiedyś pokażę je wszystkie, tutaj jakiś tam fragment
kręciłam wegańskie lody. niebywałe ilości przechodzą przez naszą lodówkę, moje życie ostatnio kręci się wokół lodów, ale o tym kiedy indziej
biegłam, pędziłam, planowałam. przejechałam dziesiątki kilometrów na damce, na rolkach. wydawałam fortuny w antykwariatach i księgarniach, teatrach i kawiarniach. zakochiwałam się w czarnej kawie, słodkim, czekoladowym mleku w kartoniku i jaśminie. i sałatce z zielonego mango.wykluło się przede mną tyle okazji. i może nawet porzucę myśl o kupnie kolejnego biletu lotniczego w imię budowania swojego małego miejsca w Warszawie. a jak nie, to... trudno?