Miłość mnie pochłonęła. Zdominowała moje myślenie i działanie, sprawiła, że wszystko zrobiłabym dla swojego dziecka. Podobno miłości do dziecka często się trzeba uczyć, pojawia się z czasem… Nie wiem, ale w moim przypadku pojawiła się od razu, owszem w ciąży czasem nawet zapominałam, że ta mała istotka siedzi w brzuchu (chyba, że przypominała mi o tym kopaniem), ale od chwili porodu czuję się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Zmęczona – tak, ale i tak najszczęśliwszą. Nawet w najcięższy dzień wystarczy uśmiech mojego Jasia i nie trzeba już więcej nic.
Niestety zakochaną matkę dorwał mały zakupoholizm (taki tyci, tyci;)). Szukanie, szperanie, poprawianie itp. wszystko dla Jasia. Ostatnio postanowiłam „poprawić” pokoik syneczka, bo razem z mężem stwierdziliśmy, że jest niedokończony, że brakuje kilku ważnych elementów… Zauroczona skandynawskim wzornictwem zaczęłam planować, rozrysowywać i spisywać jakie zmiany nadejdą. Wszystko już ustalone, czarno-białe tkaniny z trójkątami już kupione, lampka nocna odpicowana, kosze na zabawki dziś zostaną zrobione, a w weekend wszystko co ciężkie mąż ogarnie (ja bidulka nie podołam ze skręcaniem szaf;)). Zostały już tylko urocze, skandynawskie domki, które również sprawiły, że zaczęłam im szukać u nas miejsca… Może i Was zainspirują?











Źródło: Pinterest
P.S. Tego typu domki w sklepach z dekoracjami skandynawskimi kosztują sporo, jednak za cenę 29-59 zł można było kupić je ostatnio w Pepco. Polecam też zrobić wymarzony na zamówienie 