Tak, na to pytanie odpowiadam ciągle ;) Uwielbiałam kryminalne historie od dziecka. Fascynowały mnie zagadki i tajemnice, a wraz z wiekiem ciekawiła mroczna strona ludzkiej natury. Gatunek nie był więc wyborem jako takim. To była oczywista kwestia. Nie rozważałam napisania romansu albo horroru. W moich książkach pojawia się jednak wiele wątków obyczajowych. Liczę się z tym, że nie każdemu czytelnikowi będzie to odpowiadać. Nie mniej jednak nie znajduję się w typowym noir. Za bardzo ciekawią mnie ludzkie emocje. Lubię o nich pisać. Bawić się nimi.
A jak na ten pomysł zareagowała rodzina, znajomi?
Przede wszystkim niewiele osób w ogóle o tym wiedziało. Nie mówiłam o tym głośno, dopóki nie byłam pewna, że ma to sens. Wiem, jak zwykle ludzie reagują na takie pomysły, stąd moja ostrożność. Dopiero gdy podpisałam umowy, oficjalnie przyznałam się do „zbrodni.” Reakcje były raczej pozytywne i przychylne. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie do końca szczere. Ale to bez znaczenia. ;)
Kiedy padło ostatnie słowo Czarodziejki, poczułaś ulgę czy niepewność? Wiesz, chodzi mi o to, że napisanie książki to dopiero początek. Trzeba ją jeszcze wydać. Czy znalezienie wydawcy było dla Ciebie dużym wyzwaniem?
Ogromnym. Poświęciłam bardzo dużo czasu, energii by przede wszystkim dotrzeć do odpowiednich ludzi. Ciężko na to pracowaliśmy. Mówię w liczbie mnogiej, bo nie tylko ja w tym uczestniczyłam. Jedną z osób był mój mąż. Niewiarygodnie pewien tego, że nam się uda. Mimo kilku pierwszych niepowodzeń, nie zwątpił w słuszność dalszych działań. Wierzył w mój sukces i nadal w niego wierzy. Podobnie jak Ewa, pewna przyjazna dusza, którą miałam wtedy blisko. Oboje nie pozwolili bym odpuściła. To bardzo mobilizujące. Odpowiadając jednym zdaniem na Twoje pytanie… potrzebne było dużo determinacji i cierpliwości.