Z jednej strony nie chciałabym tu popadać w melodramatyzm i patos, ale nie da się ukryć, że mieli wpływ na moje życie. Może nie zdawali sobie z tego sprawy, pewnie nie mieli takiego zamiaru, ale stało się. I tak sobie myślę, że to moje pokręcone życie mogłoby być zupełnie inne, gdyby nie oni. A skoro świętujemy dziś Dzień Nauczyciela, to chyba najlepszy moment, żeby przypomnieć sobie, że dzięki niektórym ludziom mój kilkunastoletni proces edukacji nie był taki bezsensowny.
Moja pierwsza polonistka. Dzięki której pokochałam imiesłowy, rozbiory zdań i samogłoski nosowe. Skarbnica wiedzy, ogromny autorytet i piekielnie wymagający nauczyciel. Niezbyt często lubiana przez uczniów, bo nie przyjmowała wymówek, nie robiła wyjątków i wymagała nauki. Czasem złośliwa, bardzo inteligentna i rozwiewająca moją każdą wątpliwość związaną z językiem polskim. Dlatego potrafiłam do niej zadzwonić wieczorem, żeby zapytać o pisownię, bo jakieś słowo nie dawało mi spokoju. Zostały mi już tylko wspomnienia, bo niestety od kilku nie mogę już wykonać tego telefonu…
Mój wychowawca w gimnazjum i liceum. Mam niejasne przeczucie, że częściej niż sympatię czuł gęsią skórkę na myśl o mojej osobie, bo niewyparzony język był moim znakiem rozpoznawczym. Nie walczył z tym, tylko czasami pytał, czy jednak jest szansa, że kiedyś nie będę Pamiętam, jak powiedział moim rodzicom, że za każdym razem, kiedy przygotowuje sobie temat do dyskusji na lekcji wychowawczej, to po pięciu minutach temat jest już wyczerpany, bo zgłaszam się ja, dokonuję analizy, argumentuję, wyciągam wnioski i podsumowuję to, co miało trwać 45 minut. Ale to chyba kolejne 40 minut było najciekawsze, ponieważ mój wychowawca nie traktował nas jak dzieci. Słuchał, dyskutował, nie wyśmiewał problemów nastolatków. Nauczył mnie, że zawsze warto rozmawiać. I zaraził pasją do nauki historii (choć doceniłam dopiero na studiach, bo liczne dwóje na historii w liceum trochę mogłyby przeczyć temu wspomnieniu).
Był i na mojej drodze profesor na studiach prawniczych. Pani Profesorze, jak zdawałam u Pana po raz 9. ten sam cholerny egzamin, to powiedział mi Pan, że na prawnika się nie nadaję, a egzaminu na aplikację nie zdam. I choć powiedział Pan to z wrodzonej złośliwości, niechęci i chamstwa, z których był Pan znany, to dziękuję! Nie cierpię Pana jako człowieka, ale prawnikiem nie zostałam, na aplikację nie poszłam i to była doskonała decyzja.
Jest też moja mama-polonistka, która nigdy nie napisała za mnie wypracowania, chociaż wielokrotnie próbowałam ją zaszantażować, żeby to zrobiła, bo ja nie umiem i nie mam pomysłu. Kazała mi samej sprawdzać w słownikach, przeczesywać książki i szukać w Internecie, bo ona nie będzie mi dawać gotowych odpowiedzi. To ona powtarzała, że swoją drogę edukacji już zakończyła, a teraz moja kolej, więc nie może tego zrobić za mnie. Nic tak bardzo nie nauczyło mnie wytrwałości i uporu w szukaniu odpowiedzi. Nauczyła mnie, że nie zawsze trzeba znać odpowiedź, znacznie lepiej jest wiedzieć, gdzie szukać. Do dziś mi powtarza, że nie sztuką jest zdać, jak się wszystko umie, sztuką jest zdać, jak się nic nie umie
Kiedy miałam kilka lat, powiedziała, żebym nauczyła się czytać, to już nigdy nie będę musiała prosić dorosłych o przeczytanie bajki, tylko będę mogła czytać, kiedy będę chciała. Dała mi pierwsze tomy Jeżycjady, Polyannę, kryminały Chmielewskiej i Chłopców z Placu Broni, na których do dziś są ślady po moich szlochach, kiedy Nemeczek umierał. I to był piękny początek przygody z czytaniem w ilościach hurtowych – zawdzięczam jej niezliczone ilości wycieczek po fikcyjnych światach – która trwa do dziś.
Artykuł Kto miał wpływ na Twoje życie? pochodzi z serwisu Blog lifestylowy - olgaplaza.pl.