Wprawdzie tym razem na Krecie spędziliśmy tylko 5 dni, ja byłam na tej greckiej wyspie przez tydzień kilka lat temu, ale czuję, że mamy apetyt na więcej i planujemy wrócić tam w najbliższych latach. Kreta przypadła nam do gustu jak mało które miejsce w Europie i czuję się tam wcale nie jak turystka, bardziej jak „u siebie”. Tym razem stało się to głównie dzięki temu, że gospodyni domu, która nas gościła, karmiła nas swoimi domowymi wypiekami, alkoholem i tradycyjnymi daniami z Krety, podpowiedziała, gdzie jedzą lokalni mieszkańcy i które, najbardziej turystyczne, lokale omijać. Poza tym dość dużo czasu spędziliśmy na rozmowach z lokalnymi właścicielami restauracji i przypadkowo spotykanymi Grekami. Nie zwiedzaliśmy też w tradycyjny sposób, bardziej poświęcając czas na spacery, czytanie książek nad morzem i po prostu „chłonięcie” atmosfery. Podróżowaliśmy też w głąb Krety, zabrani na wycieczkę do rodziny naszej gospodyni i bardzo mocno poczuliśmy tę prawdziwą, codzienną Kretę. Zebrałam 30 naszych wrażeń z ostatniego wyjazdu, mam nadzieję, że częściowo oddadzą klimat tego miejsca. A najlepiej, jeśli przekonacie się o nim na własnej skórze.

- Grecy są niesamowicie dumni ze swojej historii. Na każdym kroku można znaleźć odniesienia do narodowych bohaterów. W Muzeum Morskim znajduje się kilka makiet bitew morskich, które mogłyby mieć tytuł „Jak wpierdzieliliśmy Persom”.
- Grecy są tak otwarci i chętni do poznawania nowych osób, że typowy Kowalski dostaje w pierwszej chwili ataku paniki. Albo taki introwertyczny Kowalski jak jak. Pomimo tego, że zaraz po przyjeździe przywitaliśmy się z naszymi gospodarzami i powiedzieliśmy, skąd jesteśmy, jakie mamy plany i jak minęła nam podróż, właścicielka domu, w którym się zatrzymaliśmy, wzięła nas za bardzo ciche osoby. I pomyślała, że skoro nic nie mówimy, to znaczy, że nam się nie podoba i to jej wina.

- Szybko jednak nawiązaliśmy kontakt i to bez poczucia dyskomfortu, ponieważ grecka gościnność jest szczera, że nie można się jej oprzeć.
- Nawiązywanie więzi jest najskuteczniejsze przy jedzeniu i piciu. Grecy non stop chcieli nas nakarmić (a głupi bylibyśmy, gdybyśmy to odrzucili). Jest z nimi dokładnie tak jak z moją babcią – nie zjadłaś do końca, nie smakowało Ci?
- W Chanii w większości miejsc jest czysto. Na chodnikach nie ma śmieci, na plaży nie walają się butelki, w lokalach jest porządek, ale…

- Ogródki, przydomowe składziki, garaże, schowki i wszelkie inne wynalazki są jednym wielkim „pierdolnikiem”. Nie da się tego inaczej opisać. Setki razy przechodziliśmy obok ogródków, w których królował gruz, zarośla, 50 kg starych desek, ikona z Matką Boską, 4 połamane regały i bukiet sztucznych kwiatów. A obok stał grill, 4 krzesełka i suszarka z praniem. Naród „przydasię” po prostu.



- Wiele osób wykorzystuje do ogrzewania wody energię słoneczną dzięki ekranom/bateriom zamontowanym na dachach.
- Równie często przerabiają dachy mieszkań na ogródki i tarasy. I mam na to dowód. Poniższa konstrukcja pokazuje chybotliwe schody prowadzące z balkonu na pierwszym piętrze na dach.
- Wszędzie jest niewiele miejsca. Łazienki są małe, domki podzielone na maleńkie mieszkania, uliczki bardzo wąskie.




- Grecy nie przejmują się zbytnio „wrażeniem”, które robią czy konwenansami, w związku z czym nie ma nic dziwnego w tym, że z super turystycznej uliczki wypada się na zakręcie na czyjeś pranie na suszarce albo napotyka postawną Greczynkę piorącą ręcznie lub dwóch mężczyzn grających w planszówkę i popijających raki o 11 (przed południem).
- Jest to świetny sposób na nieco normalności, bo nie da się ukryć, że Chania to miasto w 110% turystyczne i większość napotykanych w sezonie osób to zwiedzający.
- Jeśli chce się poczuć lokalny klimat, to istnieje wiele miejsc na Starym Mieście albo w głębi miasta, gdzie jest to możliwe.



- Ale wystarczy jeden nieuważny skręt w kierunku Portu Weneckiego albo głównych ulic i bum! lądujemy w Świnoujściu. Albo innych Złotych Piaskach. Na każdym kroku czeka sprzedawca wszystkiego, wata cukrowa się klei, muzyka zagłusza wszystko inne i nie da się przejść, bo pan z zegarkami Dolce&Dolce, Channella i Michaello Korso koniecznie chce nam opchnąć trzy sztuki.



- Poza sezonem (albo raczej w okresie mniejszego oblężenia przez turystów) w większości miejsc jest jednak cisza i spokój, dlatego najlepsze miesiące na podróż to kwiecień, maj albo wrzesień.
- Zabytki są też cudownie puste, więc np. podczas zwiedzania murów obronnych i Portu Weneckiego byliśmy SAMI.


- W tym czasie jest też mnóstwo dostępnych miejsc do spania i ich ceny nie przerażają (o kosztach organizacji takiej wycieczki napisałam już tutaj).
- Ogromną zaletą są panujące obecnie na Krecie temperatury – w dzień ok. 23-26 stopni (odczuwalna temperatura to nawet 30 stopni) i ok. 18 stopni w nocy (nad ranem 13-14).
- Jak we wszystkich turystycznych miejscach – zwykle warto zjeść poza turystycznym szlakiem, bo na nim jest najdrożej.
- Turystyka ratuje lokalną gospodarkę, bo z powodu kryzysu, niemal niemożliwym jest znalezienie innej pracy.
- Dlatego właścicielka domu, w którym się zatrzymaliśmy, Kiriaki, choć jest architektem, musiała przerobić pokoje swoich dzieci na gościnne i zacząć je wynajmować turystom, bo nie ma dla niej pracy.
- Takich historii jest całe mnóstwo, ale są zupełnie niezauważalne na pierwszy rzut oka – jako że wszyscy pracują w turystycznych zawodach. Jednak za wieloma z nich kryją się „przebranżowienia” i dużo smutku, że nie mogą już wykonywać swojego zawodu.
- Co nie zmienia faktu, że raczej nie obnoszą się z tym na zewnątrz. Są pogodni, radości, pełni energii i uśmiechnięci. Nawet zapytani o szczegóły kryzysu, sytuacji życiowej, zmian w Grecji, mówią o tym z dystansem, są pogodzeni z tym, że kondycja kraju się pogorszyła. Kiriaki, która nas gościła, twierdzi, że słońce dodaje jej energii i nie można żyć, będąc smutnym. Poza tym, kiedy może, wyjeżdża do swojego domu na wieś, gdzie uprawia winorośl, drzewka oliwne, szparagi i hoduje zwierzaki.
- Kryzys widać za to po architekturze. Zabytki są w większości zadbane, ale już cała reszta „normalnych” budynków zupełnie nie. Odpadający tynk, wybite okna i walące się ściany to codzienność.





- Co nie zmienia faktu, że Chania jest bardzo miłym dla oka miejscem, nawet pomimo kondycji prywatnych zabudowań.
- Warto wypożyczyć samochód – Kreta to nie tylko nadmorskie miejscowości. Nasza gospodyni zabrała nas w głąb wyspy, jak sama stwierdziła po to, żeby pokazać nam, że Kreta to przede wszystkim góry. I rzeczywiście – 40 minut drogi od Chanii znaleźliśmy się w wysokich górach, na krętych, wąskich dróżkach z widokami, które zapierają dech w piersiach i roślinnością bujną jak w lesie równikowym.


Szparagi rosną wszędzie, można je od razu zjeść, więc mój spacer spędziłam w 90% w takiej pozycji
- Lokalna, kreteńska kuchnia podbije serca każdego. Mięsożercy będą tu w raju, bo w każdej restauracji w karcie jest jagnięcina, baranina, różne gulasze i grillowane mięsa. Zwolennicy opcji roślinnej zaszaleją, bo sałatka grecka, grillowane warzywa, zapiekane bakłażany czy gołąbki w liściach winogron są obłędne. Owoce morza to oczywista oczywistość – małże, ośmiornica, ryby do wyboru, do koloru.
- Co nas zaskoczyło, to opowieść właściciela jednej z restauracji, że na Krecie można zjeść każdy rodzaj świeżych, niedawno złowionych owoców morza oprócz… dużych gatunków krewetek. Według niego ten rodzaj krewetek nie występuje w okolicy Krety, jeśli więc wybieramy danie z krewetkami w restauracji, to krewetki są z importu, najprawdopodobniej z Hiszpanii.
- Grecy, na szczęście, nie serwują śniadań wyłącznie na słodko, tak jak to zwykle bywa we Francji, Włoszech czy Hiszpanii. Można liczyć na dania na słono, naszym faworytem stała się kreteńska bruschetta, czyli dakos. Jest to kanapka z grillowanego, ciemnego pieczywa, obficie skropiona oliwą, ze świeżymi pomidorami, oregano i świeżym serem mizithra. To krowi ser, który przypomina połączenie polskiego twarogu z grecką fetą.
- Można mieć wrażenie, że na Kretę nie dotarły żadne nowoczesne mody żywieniowe. Na stołach króluje nabiał (z laktozą), pieczywo (z glutenem) i wszystko polane jest oliwą. Jest pysznie

- Podróż na Kretę trwa tyle co wycieczka nad morze samochodem z Wrocławia. Lotnisko we Wrocławiu jest usytuowane tak blisko miasta, że można do niego dojechać w pół godziny. To na Krecie oddalone jest o 25 kilometrów od centrum Chanii. I to właśnie na to lotnisko latają samoloty z Wrocławia. Dlatego po naszym krótkim urlopie bardzo, bardzo polecam Wam ten kierunek wyjazdów – można dolecieć w tym samym czasie, co podróżując autem, ceny są podobne do tych nad Bałtykiem, ale dobra pogoda jest murowana, a i ludzie milsi.
Kiriaki, gospodyni domu, w którym się zatrzymaliśmy i jej kuzyn, który prowadzi restaurację slow food w górachArtykuł Kreta – moje wrażenia z pobytu (i dużo zdjęć!) pochodzi z serwisu Blog lifestylowy - olgaplaza.pl.