O studiowaniu swoje wiem, bo przestudiowałam 8 lat. Na 2 kierunkach. No dobra, w praktyce 5, bo studia się pokrywały czasem trwania. Pierwsze studia wybierałam zaraz po maturze, o dostępnych kierunkach wiedziałam wtedy tyle, co Gordon Ramsay o budowaniu zdjęć bez przekleństw. Drugie studia wybrałam po skończeniu pierwszego roku pierwszych studiów. Teoretycznie, zupełnie inne motywy mną kierowały, kiedy podejmowałam decyzję o tych dwóch kierunkach, w praktyce, było kilka podobnych intencji. Z perspektywy czasu uważam, że jeden kierunek wybrałam bardzo dobry, a drugi – był zupełnie zbędny i nie powinnam go zaczynać.
Moje studia – dlaczego wybrałam bardzo dobrze i bardzo źle?
Kiedy byłam mała, to chciałam być co chwilę kimś innym. Nie mam jakiejś mocno utrwalonej wizji z dzieciństwa, że dominował jeden zawód. W podstawówce okazało się, że całkiem nieźle piszę, grałam w teatrze, czytałam przez 25 godzin na dobę i powoli wszyscy zaczęli mi powtarzać, że jestem humanistką. W gimnazjum całkiem polubiłam historię, pozostała mi miłość do języka polskiego i powoli zaczęła kiełkować myśl o studiach prawniczych. Głównie dlatego, co zobaczycie w następnym punkcie, że moi bliscy tłumaczyli mi, że dla humanisty to nie tylko jedyne rozwiązanie, jeśli chodzi o ciekawe kierunki, ale to też pewniak ze względu na dochody. I chociaż zmiany w zawodach prawniczych w ostatnich latach pokazały, że to nieprawdziwe argumenty, to w 2004 wydawało się to całkiem rozsądną drogą. Zwłaszcza, że alternatywami była filologia polska albo dziennikarstwo. Mama-polonistka raczej nie zachęcała mnie do wyboru tego pierwszego kierunku, a co do drugiego – rodzice powiedzieli mi kiedyś, że pisać mogę po dowolnym kierunku. Mieli rację.
Poszłam na prawo, czułam, że tuż za rogiem czeka już na mnie kariera Magdy M., sukienka w grochy i szarmancki narzeczony Piotr. Niestety, czekał co najwyżej pan z ksera o dyskusyjnym poczuciu humoru, budynki bez windy i dużo nauki na pamięć. Szybko okazało się, że wprawdzie nie mam problemów z nauką na pamięć, ale strasznie mnie to nudzi. Co jednak nie zmienia faktu, że właśnie ten kierunek studiów uważam za bardzo dobrze wybrany. Dlaczego? Ponieważ stał się bazą do wszelkich prac, którymi postanowiłam się zająć po studiach. Wiedza prawnicza jest przydatna na każdym kroku w życiu codziennym. Zwłaszcza teraz, kiedy prawie od dwóch lat prowadzę własną firmę. Przyznam szczerze, że konstruowanie umów dla klientów, kwestie podatkowe, księgowe, formalności związane z działalnością, zatrudnianie pracowników – to wszystko jawiłoby się jako koszmar, gdyby nie wiedza, którą posiadam. No i rodzice mieli rację – po prawie też można pisać teksty 

Drugi kierunek, który skończyłam do etapu zaliczenia wszystkich egzaminów i napisania pracy licencjackiej, której nigdy nie obroniłam, to międzynarodowe stosunki gospodarcze. W tym przypadku wydawało mi się, że już dużo lepiej znam siebie, realia rynku, ofertę uniwersytetów i po pierwszym roku prawa postanowiłam, że zacznę studiować kierunek, który będzie ekonomicznym uzupełnieniem prawa. Wyobrażenia sobie, rzeczywistość sobie. Trafiłam na UE we Wrocławiu i niestety program nauczania okazał się osadzony gdzieś bliżej lat 80-tych niż XXI wieku. Skąd to wrażenie? Na żadnych zajęciach marketingowych nie poruszyliśmy tematu marketingu online i wykorzystania Internetu, social mediów. Za to klasyczne teorie marketingu w 1960 roku były podstawą… Czułam trochę wewnętrznego poczucia obowiązku w tym wszystkim i dlatego dociągnęłam studia do końca. Jednak nie wyniosłam z nich wiedzy wykraczającej poza moją własną, którą czerpię na co dzień z lektur. I dlatego uważam, że te studia nie były dobrym wyborem – gdybym teraz stała przed podobną decyzją, to wolałabym poszukać staży i praktyk, żeby zobaczyć w realnej pracy, co mnie kręci i co dokładnie chcę robić.
Nie (zawsze) słuchaj rodziców, babć, kuzynów szwagra i pań z warzywniaka na osiedlu
Moi rodzice mieli całkiem sporo do powiedzenia (choć zapytani o to, pewnie zaprzeczą) w kwestii wyboru moich studiów. I powiedzieli 2 rzeczy – jedną mądrą, drugą… mniej. Ta pierwsza brzmiała tak, że pisać mogę po każdym kierunku, nie tylko po dziennikarstwie. I bardzo sobie tę radę cenię do dziś. Druga była taka, że należy iść na porządne studia, bo one są gwarancją sukcesów zawodowych i pieniędzy. Pewnie mieli rację, ale w odniesieniu do swoich czasów. Tak się składa, że w tej chwili prawników jest już prawie więcej niż ludzi (#hermetycznyżarcik) i wyobrażenia o górach złota można włożyć między bajki. Idąc tokiem myślenia moich rodziców, powinni mi wtedy doradzać informatykę. Nie chodzi mi tu o żalenie się na wpływ bliskich. Chcieli jak najlepiej i koniec końców podjęłam niezłe decyzje, ale chodzi mi głównie o to, że Wy sami macie wybrać studia. Zawsze znajdzie się ktoś, kogo kuzynka ciotki studiowała na tym kierunku i nie dała rady, bo taki ciężki. A kuzyn szwagra powiedział, że po tym akurat kierunku to nie ma pracy. Żyjemy w takich czasach, że brak pracy nie wynika z tego, jakie studia wybraliśmy, a tylko i wyłącznie z naszych chęci poszukiwania i motywacji do pracy.
Pamiętaj, że zawsze można zmienić decyzję
To nie jest amputacja kończyny ani podpisanie paktu z diabłem. Studia można zmienić. Niby taka prosta prawda, a sama nie potrafiłam jej odkryć w przypadku drugiego kierunku studiów i kończyłam go bardziej z poczucia obowiązku niż czegokolwiek innego. Jednak z obecnej perspektywy myślę, że lepiej się wypisać z czegoś, co zupełnie nam „nie leży” niż marnować czas i energię.
Poznaj jak najlepiej ofertę
Kiedy miałam wybrać studia, to moje pojęcie o dostępnych kierunkach było mgliste. Pochodzę z małej miejscowości i byłam pewna, że chcę studiować w jednym z większych miast. Poza tym znałam kilka uniwersytetów. Jednak już same kierunki jawiły mi się dość mgliście. A obecna oferta edukacyjna jest na tyle szeroka, że czasem program studiów potrafi nakierować na to, co chcielibyśmy robić. Choć zdarza się, że nijak ma się on później do rzeczywistości – jednak wtedy jest tak, jak pisałam wcześniej, każde studia można rzucić i zacząć inne.

Zastanów się, czy studia są Ci w ogóle potrzebne
Mama powie, że na pewno, ale prawda jest taka, że w ciągu ostatnich 10 lat pojawiły się dwa zjawiska, które pokazują, że studia nie zawsze są niezbędne. Nawet jeśli babcia byłaby dumna i pokazywała zdjęcie dyplomu koleżankom na osiedlowej ławce.
Po pierwsze, w ostatnich latach „stworzyło się” wiele zawodów, do których ciężko zdobyć wykształcenie. Rozwój technologii, zajęcia związane z nowoczesnym marketingiem – stanowisk w agencjach jest mnóstwo, ale jest naprawdę niewiele kierunków, które dobrze przygotowują do wykonywania tej pracy. I choć marketing wymaga wiedzy teoretycznej i podstaw, to jednak mnóstwa rzeczy dowiadujemy się dopiero z praktyki. Tak jak wspominałam, zawsze pisałam nieźle, ale dopiero po „przeczołganiu” w agencji nabrałam pokory i okazało się, że samo „dobrze piszesz” nie wystarcza. Musiałam się nauczyć pisać językiem dopasowanym do określonych odbiorców (z uwagi na różnych klientów, język też się mocno różnił), wywoływać tekstem emocje, używać określonych zwrotów, zwracać uwagę na kontekst i wiele innych czynników.
Po drugie, czasami lepiej zacząć pracować niż iść na kompletnie nieprzemyślane studia. Wiem, że życie studenckie kusi, ale może warto przeczekać rok i poprawić maturę, spróbować raz jeszcze albo zupełnie odpuścić niż iść np. na filologię angielską na Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Kutnie z oddziałem zamiejscowym w Zgierzu? Przez pięć lat zamiast spania na wykładach i robienia prezentacji na zaliczenie, można zdobyć całkiem imponujące doświadczenie i dochodowy zawód.
Czy zły wybór studiów to marnowanie życia?
Kiedy patrzę na wybór studiów z własnej perspektywy, to widzę, że wybór tych a nie innych kierunków nie oznaczał katastrofy. Ścieżka zawodowa i życie postudenckie składają się z całego mnóstwa innych decyzji i wyborów, które je determinują. Wszystko zależy od charakteru, determinacji, ułożenia planu. Można wybrać beznadziejne studia, ale na tyle wcześnie rozpocząć praktyki, staże i pracę, że wybrany kierunek nie utrudni startu w zawodowym życiu. Pomimo więc ciągle pojawiających się rankingów, rad mamy i taty i podszeptów rówieśników, nie zmarnujecie życia nieodpowiednim wyborem studiów. Chyba że ta decyzja pociągnie za sobą kolejne nieprzemyślane lub nierozsądne, ale to już zupełnie inna historia…
Mój przykład doskonale pokazuje, że liczba ścieżek po każdym kierunku studiów jest ogromna. No dobra, nie zostanę już lekarzem, astrofizykiem albo programistą (choć z tym ostatnim kto wie), ale jest tak ogromna pula zawodów „około” mojego wykształcenia, że studia tracą na znaczeniu. Po prawie i międzynarodowych stosunkach gospodarczych pracowałam w marketingu klubu zakupowego, byłam redaktorem gazet, community managerem w agencji interaktywnej, pisałam teksty na zlecenie, byłam osobistym kucharzem, pracowałam w nieruchomościach (dawno i bardzo nie polecam), miałam epizod związany z byciem osobistą stylistką, a od dwóch lat prowadzę firmę, doradzam markom, tworzę dla nich strategie marketingowe, prowadzę blogi, profile w mediach społecznościowych, fotografuję, organizuję eventy i robię wiele innych rzeczy. Mam wrażenie, że w tym portfolio brakuje już tylko wypasania owiec w Bieszczadach i przytulania miśków koala. Jednak w zdobyciu żadnej z tych prac nie pomogły mi szczególnie akurat te kierunki studiów, które skończyłam.
Artykuł Jak wybrać studia i nie zmarnować sobie życia? pochodzi z serwisu Blog lifestylowy - olgaplaza.pl.