Oglądałam ostatnio Lucifera i choć to „CSI na sterydach” jest bardzo fajnym guilty pleasure, to jednak miałam pewien niedosyt kryminałów. Seriali z cięższym klimatem, które pozostawią mnie na wdechu przy napisach końcowych. Tak naprawdę szukałam czegoś podobnego do The Fall, o którym zresztą pisałam już na blogu. I tak wpadła mi w oko Marcella (miałam ją na liście obok Luthera, Broadchurch, Top of the lake i jeszcze kilku pozycji, które czekają na swój czas). I teraz jestem rozdarta, bo z jednej strony serial bardzo mi się podobał, a z drugiej – muszę czekać do 2017 roku na kontynuację. Wciąż też nie wiadomo, czy serial wróci w pierwszej czy drugiej połowie roku.
Serial został wyprodukowany w Wielkiej Brytanii dla stacji ITV. Po wyemitowaniu sezonu na terenie Wielkiej Brytanii, całość pojawiła się w ofercie Netflixa. Pierwszy sezon składa się z 8 odcinków. Za scenariusz Marcelli odpowiada Hans Rosenfeldt, który wcześniej stworzył chociażby Most nad Sundem (The bridge). Główną rolę, Marcelli Backland, zagrał Anna Friel, wcześniej znana m.in. z serialu Pushing Daisies. Oprócz Anny w serialu wystąpił chociażby Harry Loyd (grał Viserysa Targaryena, brat Deanaerys w Grze o tron). Marcella to serial kryminalny, nakręcony głównie w Londynie i w Dover.
Marcella jest byłą policjantką. Porzuciła pracę w policji, aby poświęcić się rodzinie. Kiedy jednak w tym samym czasie porzuca ją mąż, a w Londynie, po latach, zaczyna znowu grasować seryjny morderca, nad którego sprawą pracowała w 2005 roku, zgłasza się ponownie do pracy. Ogromna w tym zasługa Anny Friel, że grana przez nią Marcella jest tak doskonałą postacią. Zrezygnowaną w życiu prywatnym, doświadczoną przez wydarzenia minionych lat, waleczną do upadłego w pracy i jednocześnie tak ludzką. Marcella wraca do pracy w policji znienacka, w zasadzie „wcinając się” w sam środek aktualnie toczącego się śledztwa. Dochodzenie dotyczy sprawy seryjnego mordercy, który zabija kolejne osoby, dusząc je plastikowym workiem. Trzy, popełnione w 2005 roku morderstwa, okazują się nie być jedynymi i w 2016 wkraczamy do serialu w sam środek toczącego się śledztwa. To jednak nie jest jedyna kryminalna sprawa tego serialu, o czym bardzo szybko widz się może przekonać.
Przez cały czas trwania serialu miałam wrażenie, że ciężko mi się oddycha. Serial ma specyficzny dla brytyjskich i skandynawskich produkcji montaż i kolorystykę kadru. Cały czas jest dość ciemno, ponuro, a klimat grozy podkreśla jeszcze rewelacyjnie dobrana ścieżka dźwiękowa. Czuć na karku powiew grozy, włos się jeży, a oddech urywa, nawet jeśli aktualnie na ekranie nie dzieje się nic pozornie niebezpiecznego. Lubię też ten rodzaj zdjęć, z którym mamy do czynienia w Marcelli (a zwróciła na to moją uwagę Kaja z Jakbyniepaczeć) – w scenach zostawione jest miejsce nad głowami aktorów, co wprowadza przestrzeń i dodatkowo kształtuje klimat serialu.
Wątki obyczajowe i kryminalne w tym serialu bardzo zgrabnie się równoważą. Zresztą prywatne emocje bohaterów są jednocześnie główną osią toczącego się śledztwa. W całym sezonie jest bardzo wiele wątków obyczajowych, ale w żadnym stopniu nie przyćmiły one tego najważniejszego, kryminalnego. Są uzupełnieniem, ale chyba największą zaletą fragmentów obyczajowych jest to, że nie są one nudne i w 100% wiążą się z głównym tokiem serialu. To nie są zapchajdziury, żeby jakoś wypełnić 40 minut każdego odcinka. Tak samo jak główna zagadka, tak i prywatne sprawy bohaterów zostały bardzo dokładnie przemyślane przez twórców i nie brakuje im spójności ani logiki.
Nie da się ukryć – Marcella wymaga skupienia. To nie jest serial, na który można „rzucić okiem” i posłuży za dobre tło, np. do prasowania. Pomimo pozornie niezbyt szybkiej akcji (zwłaszcza w pierwszym odcinku), w serialu dzieje się bardzo dużo, rozwijanych jest mnóstwo wątków i co chwilę dodawani są nowi bohaterowie. Od pierwszej minuty serial pokazuje, że nikomu nie warto ufać. Co więcej – mało kogo da się w tym serialu lubić, bo każdy ma coś na sumieniu, knuje, zdradza i przekracza granice prawa. O samej Marcelli też możemy nie mieć najlepszego zdania… A do tego twórcy prowadzą akcję tak, że co chwilę zmieniają się nasze podejrzenia i każdy kolejny odcinek powoduje tylko coraz większy mętlik w głowie.
Bardzo często zdarza mi się wyłapywać w serialach nieścisłości i brak pomysłów realizatorów na logiczne poprowadzenie całej akcji. W przypadku Marcelli widać, że intryga została dokładnie przemyślana i rozpisana na wszystkie odcinki pierwszego sezonu. Nie ma tu miejsca na potknięcia i fabuła przepięknie się rozwija przez cały sezon. Nie ma tu przypadkowych bohaterów i choć początkowo jest bardzo wiele wątków i bohaterów, to na koniec obecność każdego z nich ma sens i jest powiązana z głównym wątkiem. Co więcej, zakończenie zostawia bardzo wiele możliwości do poprowadzenia akcji w drugim sezonie. Nie wszystkie wątki zostały podane jak na tacy, a biorąc pod uwagę, jak często twórcy decydują się na zwroty akcji, to drugi sezon może naprawdę mocno zaskoczyć. 2017 roku, przybywaj szybciej!
Artykuł Dlaczego tak mało, czyli Londyn, zbrodnie i Marcella pochodzi z serwisu Blog lifestylowy - olgaplaza.pl.