Chyba każda osoba, która ma jakieś dietetyczne restrykcje, nie ważne czy to narzucone przez siebie samego, czy też z powodów zdrowotnych - za każdym razem, kiedy trzeba wyjść z domu, zadaje sobie to pytanie "CO JA TAM BĘDĘ JADŁA?!"
I nie ważne, czy wybiera się na 8h zajęć na uczelni, do znajomych, na imprezę rodzinną, czy może idzie po prostu na 8h do pracy. Zawsze trzeba pomyśleć o tym wcześniej, bo kiedy okaże się, że mamy akurat gastrofazę, a jesteśmy albo w miejscu typu "in the middle of nowhere" gdzie nie ma żadnego cywilizowanego sklepu, albo u znajomych czy rodziny u których znajdziecie tylko pszenne pieczywo, ciasteczka, chipsy, paluszki, lody i w ogóle "sram i rzygam" na sam widok można się trochę poirytować "dlaczego ja nie mogę jeść jak inni?!"
Będą na diecie bezglutenowej i bez nabiału od ponad 4 lat i jednocześnie będąc osobą, która ostatnio rzadko przebywa w domu nie raz przeżywałam piekło. Do tego moje zaburzenia odżywiania, które na szczęście udało mi się pokonać (
[tutaj] przeczytasz jak ;)...
Jednak postanowiłam - jedzenie nie będzie już nigdy moim ograniczeniem. Chcę podróżować, zwiedzać świat, poznawać nowych ludzi i spełniać swoje marzenia. Realizuję swoje marzenia bez cukru, bez glutenu i bez nabiału. I jest pięknie.
Po ostatnim eurotripie - czyli dwóch tygodniach nieustannie w podróży jestem w 100% pewna, że da się zdrowo odżywiać w każdym miejscu na świecie. A im dalej i im bardziej "dziko" tym łatwiej.
Pierwsza zasada: ja ZAWSZE organizuję sobie posiłki sama.Dlaczego?
-mam pewność, że nikt się nie pomylił i nie podał mi makaronu glutenowego zamiast bezglutenowego (w przeciwnym razie miałabym jakieś 2 dni z życia wyjęte, a podczas podróży nie chciałabym tracić czasu na żadne agonie)
-przeznaczam na nie tyle pieniędzy, ile chcę
-sama wyznaczam sobie porcję - mniej więcej wiem ile potrzebuję białka, węglowodanów i tłuszczu
-jeśli jem w lokalu dokładnie pytam co jest w danym posiłku i w razie potrzeby proszę bez dodatku sosu czy np. sera albo kukurydzy - nie wstydźcie się! To żaden wstyd, bądźcie pewnie siebie i ceńcie swoje zdrowie najwyżej jak się da.
-mogę sama pokazać innym jak coś ugotować np. omlety, placki, kotlety, sałatkę, ciasto, pokazując, że na oleju kokosowym burger również jest bardzo smaczny, omlet wcale nie musi mieć dodatku mąki pszennej, a ciasto na mące dyniowej czy kokosowej również jest pyszne.
Po drugie: NIE PRZEJMUJĘ SIĘ, kiedy coś pójdzie nie tak.Dlaczego?
- a po co się przejmować, jeśli można nie? :D
- wiadomo, każdy popełnia błędy, czasem nie doczytasz składu (bo np. jest w innym języku), czasem jesteś po prostu zbyt głodny i zjesz coś, co nie do końca możesz np. jajecznicę na maśle, kiedy masła nie tolerujesz, ale nawet nie masz pojęcia, że jest na maśle (ja dowiedziałam się po fakcie i o dziwo, nie miałam większych problemów, myślę, że gdybym od początku wiedziała, że zjadłam coś z masłem zbytnio bym się przejmowała i wmawiała gorsze samopoczucie). Trudno. Stało się. Jeśli nie będziesz się na tym skupiał, to gwarantuję, że skutki uboczne będę zdecydowanie mniejsze.
Pod koniec września wybrałam się na eurotripa, czyli spełniłam jedno ze swoich podróżniczych marzeń. O tym jak to zrobiłam opiszę w osobnym poście, ponieważ jest to zdecydowanie historia na dłuższy artykuł, w tym skupię się na tym, co jadłam.
Co zabrałam ze sobą? Dodam, że przez całe dwa tygodnie podróżowałam tylko z bagażem podręcznym - przez ten czas samolotem leciałam aż 6 razy, czyli przeszłam 6 odpraw, a zupełnie nie było mnie stać na bagaż rejestrowany - jak na typową #cebulę przystało, oszczędzałam na czym się dało.
Przez całe dwa tygodnie tylko dwa razy skorzystałam z czyjejś kuchni - zjadłam dwie jajecznice i tylko raz zjadłam posiłek w lokalu, płacąc za niego trochę ponad 12 EUR, nie żałuję - dlaczego?
Dowiecie się, kiedy dotrzecie do Barcelony ;)
Do plecaka spakowałam: 4 paczki 100% kabanosów, 10 saszetek zupy "warzyw kubek", 4 tabliczki gorzkiej czekolady, ok 20 saszetek herbat owocowych oraz ziołowych, saszetki kawy z cykorii - nie toleruje herbaty zielonej, białej, czarnej ani zwykłej kawy. Do tego obowiązkowo 100ml słoiczek oleju kokosowego - przydał się zarówno do smażenia jajecznicy, jako dodatek do sałatek, zupy warzywnej, a także kiedy zasnęłam na godzinę na sycylijskiej plaży i przez 3 dni miałam poparzone od słońca nogi...
Zazwyczaj zabieram jeszcze płatki kokosowe, orzechy i makaron chiński, niestety nie miałam więcej miejsca... (czyt. sukienki były ważniejsze).
Dzień 1.-8. - Catania, Sycylia, Włochy.Uwielbiam Sycylię za palmy i kaktusy, które rosną dosłownie wszędzie, śródziemnomorski klimat, otwartość, bezpośredniość oraz gościnność ale także za włoską szynkę i oliwki! Pomimo tego, że na Sycylii ciężko było znaleźć jakikolwiek market (doceniajmy Polskę za to, że na co drugiej ulicy mamy żabkę czy biedrę), to jednak nawet w najmniejszym sklepiku można było znaleźć dobrej jakości szynkę - tj. w składzie samo mięso i sól.
Uwielbiam surowe mięso, więc szynka codziennie na śniadanie i obiad wcale mi się nie znudziła.
Jednak nie samym mięsem człowiek żyje. Na jednym z wyjazdów jadłam głównie mięso, bo szybko, łatwo, jednak nie miałam wtedy zbyt dużo energii. Za dużo białka. Białko i tłuszcz trawi się w obecności tlenu, co powoduje powstawanie wolnych rodników. Gdy nagromadzi się ich zbyt dużo, pojawia się tzw.
"stres oksydacyjny", który zaburza metabolizm całego organizmu, przyspiesza starzenie, stymuluje atak autoimmunologiczny itd. Czujemy się więc osłabieni.
Potrzebne mi były witaminy, minerały, błonnik, by organizował normalnie funkcjonował. Czułam, że potrzebuję więcej warzyw, ale jeszcze nie wiedziałam jak je dostarczyć, kiedy nie mam dostępu do żadnej kuchni.
Tym razem znalazłam już i na to sposób - aby dodać trochę warzyw, witamin i minerałów,
zawijałam w szynkę sałatę oraz kiełki, które również były łatwo dostępne
(dodatek zielonego niweluje wolne rodniki, ponieważ zawiera naturalne antyoksydanty) tworząc "paleo kanapki". Do tego na zmianę kupowałam mixy sałat, kawałki świeżego kokosa czy oliwki.
W markecie udało mi się także znaleźć
zupy krem, składające się z samych warzyw.Skład tej ze zdjęcia: acqua, carote, patate, sedano, olio extravergine di oliva, sale. Nie potrzebowałam jakichś szczególnych umiejętności językowych, żeby przetłumaczyć sobie skład (dzięki dobrej znajomości angielskiego oraz podstaw hiszpańskiego oraz francuskiego skład rozszyfrowałam bez pomocy słownika:
woda, marchew, ziemniak, seler, oliwa z oliwek, sól - idealnie! Były także inne wersje smakowe mi przypasowała ta marchewkowa oraz z cukinii.
W Katanii (jak i chyba w całych Włoszech i Hiszpanii) popularne są produkty "senza glutene" , senza "lattosia" (włoski) czy "sin gluten" (hiszp.). Większość szynek, serów, gotowych produktów było oznaczone takim znakiem.
Podsumowując: na śniadanie i obiad były różne wariacje nt. szynki, sałaty, oliwek, kokosa i warzywnych zup krem.
Na kolację natomiast węglowodany: jakieś owoce: grapefruity, jabłka, gorzka czekolada czy wafle ryżowe.
Dzień 8.-9. - MaltaTu już było trochę ciężej znaleźć dobrej jakości mięso. Na włoskich szynkach, sałacie i oliwkach czułam się bardzo dobrze - żadnych problemów ze spadkami energii po posiłku. Pomimo tego, że przez pierwszy tydzień byłam w delegacji (konferencja z organizacji studenckiej - mało snu, od rana do wieczora obowiązkowe zajęcia) miałam ciągle sporo energii..
Na Malcie znalazłam jedynie same małe sklepiki z przeróżną żywnością, jednak składy pełne konserwantów. Jedyna szynka bez dodatków, jaką wyszukałam kosztowała prawie 4 EUR za kilka plasterków. Stanowczo za dużo. Zaczęłam tęsknić za Polską i za kabanosami. Wiecie, że prawdziwe kabanosy są dostępne tylko w Polsce? (zawsze, kiedy odwiedzam znajomych za granicą, pytają, czy przywiozłam im polskie kabanosy.)
Na Malcie kupiłam więc szynkę gorszej jakości z jakimiś tak konserwantami. No trudno. Do tego zagotowałam zupę "warzyw kubek" przywiezioną z Polski i dodałam odrobinę suszonego imbiru oraz oleju kokosowego.
Po śniadaniu wybrałyśmy się do stolicy Malty, Valetty. Podobno na Malcie 99,9 % czasu jest ciepło i świeci słońce. My trafiłyśmy na jeden jedyny dzień w roku kiedy ...lało. Do tego trzeba było chodzić z całym bagażem, bo po południu czekał nas lot do Barcelony (kierowałyśmy się tanimi lotami, szukając ich na
[azair.com]). Warto dodać, że autobusy na Malcie jeżdżą tak jak w Katanii - czyli wtedy, kiedy chcą. Nie ma tam czegoś takiego jak "rozkład jazdy". Po prostu stajesz na przystanku i czekasz, aż coś podjedzie. Po 45 min stania na przystanku wystawiłyśmy kciuka. #autostopczasstart
Po ok 5 minutach, zatrzymał się samochód z napisem "Pulizija". Trochę przestraszone zaczęłyśmy się tłumaczyć i tak oto... mili maltańscy policjanci podwieźli nas prawie pod samą Valettę! Jak w każdym mieście, które odwiedzam
muszę tradycyjnie spróbować wody kokosowej oraz gorzkiej czekolady.Woda kokosowa idealnie nawadnia, a ja przepadam za jej smakiem, o czym mogliście nie raz przekonać się na moim
[fanpage]. Nie tykam napojów gazowanych czy przetworzonych soków (jedynie surowe). Wcale nie nawadniają, a zawierają spore ilości cukru lub innych słodzików.
Gorzka czekolada poprawia nastrój i uzupełnia braki magnezu. Jem ją zazwyczaj po południu/wieczorem, kiedy najlepiej toleruje węglowodany. Nigdy na śniadanie, bo może pojawić się cukrowy "zjazd" (rano jesteśmy najbardziej narażeni na spadki cukru, dlatego owsianka i owoce to słaby pomysł jeśli chodzi o śniadania - polecam jeść śniadania białkowo-tłuszczowe - omlety, jajecznicę, burgery z warzywami). Chyba do końca nie toleruje kakao, ale na wyjazdach pozwala sobie właśnie na gorzką czekoladę - jest łatwo dostępna i często można znaleźć taką z dobrym składem - bez mleka, glutenu itd.
Dzień 10.-13. Barcelona, HiszpaniaI tu mogłabym opowiadać bez końca. Pomimo tego, że odwiedziłam to miasto po raz drugi, zakochałam się! Palmy, morze, chorizo, język hiszpański, hiszpanie, metro, oliwki, palmy, owoce morza, FrescCo na każdym kroku, sangria, mieszanka kulturowa, otwarci ludzie, muzyka... AWWW!
To tutaj w końcu pierwszy raz skorzystałam z kuchni i przygotowałam jajecznicę. I to jaką! Z małżami. Chociaż w naszej okolicy ciężko było o większy sklep, jednak nawet w najmniejszym "supermercado" znalazłam takie cudo: małże. Skład: berberechos, aqua y sal. Czyli małże, woda i sól. Do tego 6-cio pak jajek i śniadanie za 1.5 EUR / os. gotowe!
A co na obiad? Chorizo chorizo chorizo! I wciąż mi było mało. Chorizo to tradycyjna hiszpańska, surowa kiełbasa składająca się z mięsa wieprzowego, z dodatkiem słodkiej papryki, czosnku i soli. Wersja pikantna zawiera także papryczkę chilli. I nie musiałam wcale daleko szukać, by znaleźć chorizo o składzie: "magros de cerdo, sal, pimenton, ajo, cayena", czyli: wieprzowina, sól, papryka, czosnek, pieprz cayenne. Chorizo na siadanie i chorizo na obiad - dzięki temu nie chodziłam w ogóle głodna, tylko najedzona i szczęśliwa i podekscytowana całą hiszpańską kulturą.
Co ciekawego znalazłam jeszcze w Hiszpanii?
Chipsy kokosowe o smaku chilli czy karmelu, a na zdjęciu poniżej chipsy z plantana (taki banan o smaku ziemniaka, z dużą ilości skrobi, dozwolony na AIP - bardzo żałuję, że jest tak mało popularny w PL), a także tzw. "patatas palla" - kawałki ziemniaka a la frytki z oliwą z oliwek i solą. Nie mogłam także nie spróbować słynnego bezglutenowego hiszpańskiego piwa DAURA, (0.89 EUR za 330ml). Na kolacje oczywiście węglowodany: chipsy z plantana oraz chipsy z ziemniaka.
Kokos na każdym kroku! Woda kokosowa, mleko kokosowe, kawałki świeżego kokosa na wagę...
I na koniec
FrescCo, czyli najlepszy lokal w jakim kiedykolwiek byłam. <3
FrescCo to sieć restauracji, którą możecie znaleźć praktycznie na każdej większej ulicy w Barcelonie (a także Madrycie, Walencji oraz innych, większych, hiszpańskich miastach).
Jak to działa?
Płacicie 12.45 EUR i jecie ile chcecie!Możecie stworzyć własną sałatkę z owoców morza, kiełków, wszelkiego rodzaju sałat, mięs, warzyw, do tego dowolne dodatki w postaci sosów, pestek dyni czy słonecznika. Kiedy przejdziecie kawałek dalej, są także dania na ciepło: grillowane warzywa: cukinia, papryka, cebula, lasagne, grillowane mięso, na koniec czekają Was desery: ciasta, pieczona gruszka, a także napoje: zimne typu cola, mirinda, kompot, soki, a także ciepłe: kawy, herbaty - w tym również ziołowe. A to wszystko w jednej cenie, bierzecie ile chcecie i nic nie trzeba dopłacać, w każdej chwili możecie wziąć dokładkę ;) Ja najadłam się owoców morza (małże, ośmiornice, krewetki) wraz z kiełkami, oliwkami oraz wszystkimi warzywami, jakie były dostępne :D
Dzień 13.-14. Londyn, Wielka BrytaniaOstatni etap podróży to Londyn. W Londynie miałyśmy całe 12h. Pierwsze wrażenie? Na start prawie 13 GBP za transfer z lotniska Stansed. Kolejne 12 GBP za całodzienny bilet na metro. Czyli po 2 tygodniach eurotripa (tylko raz płaciłam za nocleg i tylko raz jadłam w lokalu - jak to zrobiłam? o tym już w następnym poście) ostatecznie na prawdę trzeba było przyoszczędzić z jedzeniem. Na szczęście w plecaku miałam jeszcze zapas z chorizo z Barcelony. W Londynie na śniadanie i obiad było hiszpańskie chorizo, a na kolację gorzka czekolada z wodą kokosową, zakupione w londyński Tesco. #cebula
Londyn odwiedziłam ponownie po dwóch tygodniach, odwiedzając znajomych, którzy wyjechali do pobliskiego miasteczka na studia. Tym razem miałam okazję wypróbować więcej londyńskich potraw.
Krótka fotorelacja co ciekawego znalazłam w Londynie (większość produktów znaleziona w marketach "Sainsbury" oraz "Coop"):
1. Jogurt na mleku kokosowym z mango <3
2. 100% owocowe batoniki
3. Paleo batoniki - czyste składy na bazie orzechów, kokosa, daktyli, moreli
4. Gorzka czekolada z migdałami i morelą
1. Chipsy z batata
2. Chipsy z pietruszki, batata oraz buraka - uratowały mnie na lotnisku w Luton :D
3. Krem kokosowy - to również dobre źródło energii (białko&zdrowe tłuszcze) w dosyć niskiej cenie (w PL kupuję za 8-9zł)
4. Mleko kokosowe na każdym kroku
1,2. Warzywne zupy krem. Skład: woda, słodki ziemniak, ziemniak, marchewka, cebula, mleko kokosowe, olej, imbir, sok z limonki, czosnek, kolendra, sól, chilli, trawa cytrynowa, pieprz.
3,4. Mój hit! Gotowe kasze i ryż z warzywami - wystarczy odgrzać, a można też zjeść na zimno. Ja wybrałam ryż z kalafiora :3 Do tego szynka parmeńska, cukinia i obiad gotowy ;) W składzie 100% rozdrobnionego, gotowanego kalafiora.
1. Szynka parmeńska nawet w Londynie - tylko 1 GBP
2. Chorizo też się znalazło
3. I nawet kiełbasa śląska! W całej Anglii można znaleźć mnóstwo polskich produktów - kiełbasy, kabanosy czy słodycze. Istnieją nawet specjalne sklepy, które w asortymencie posiadają tylko i wyłącznie polskie produkty.
4. Suszona wieprzowina, skład: wieprzowina, sól, ekstrakt z drożdży, aromat, mąka ryżowa, cukier, koperek, papryka, kozieradka, tymianek.
Podsumowując:- w podróży unikam jedzenia "na mieście" ze względu na oszczędność pieniędzy, chyba, że ktoś poleci mi jakiś lokal jak np. FrescCo
- produkty kupuję zwykle w lokalnych sklepach
- na śniadanie i obiad wybieram mięso w miarę możliwości bez konserwantów
- jeśli jest możliwość skorzystania z kuchni robię jajecznicę (jestem mistrzynią w robieniu jajecznicy w mikrofali) lub smażę mięso z warzywami, zawsze staram się kupić jakieś kiełki, szczypiorek czy sałatę, aby uzupełnić poziom antyoksydantów
- dbam o dodatek warzyw oraz owoców - jeśli nie mam ich jak przygotować kupuję zupy krem, mixy sałat, kiełki
- w plecaku zawsze mam awaryjnie chipsy kokosowe, orzechy lub kabanosy - przydają się np. podczas nocy spędzonej na lotnisku
- piję głównie wodę wysoko zmineralizowaną, wodę kokosową oraz herbaty, unikam gotowych soków oraz napojów gazowanych
- staram się nie przejmować, jeśli coś pójdzie nie tak - skupiam się na tym co jest tu i teraz, jestem kilkaset kilometrów od domu i w tym momencie chcę zwiedzać, poznawać nowe miejsca, nowych ludzi, nowe smaki, a nie przejmować się, że w składzie były azotyny czy cukier w szynce