Dzisiaj moja córeczka kończy tydzień; Lady Marion (skoro mam w domu Małego Johna, mam i Lady Marion - taka nasza Wesoła Kompania) szczęśliwie pojawiła się na świecie trzynastego dnia stycznia. Przez ostatnie dni Internet widuję głównie w formie obrazkowej na telefonie - śledzę Instagram, w podręcznym zeszycie notuję pomysły i inspiracje i czekam na moment, kiedy doba będzie dwukrotnie dłuższa, bym mogła odespać nocne maratony zmian pieluch i ogarniania całodobowego baru mlecznego (jestem kucharzem, pomywaczką, kelnerką i managerem tego biznesu). Ogółem, powoli dochodzę do siebie, powoli wracam.
Dzisiejsze znalezisko pochodzi właśnie z IG - grafitowy domek dla lalek w centrum prezentowanej przestrzeni doskonale odzwierciedla moją sytuację: w centrum jest Dom. Dookoła gnieżdżą się inne elementy, kompozycja jest zróżnicowana, ale uwagę skupia na sobie Dom - to on jest najważniejszy.
I tak - przynajmniej z początku, przez jakiś czas wzajemnego docierania się, nauki bycia razem - będzie u mnie.
W galerii
@beckersfarg znalazłam też kilka fotografii z różem w roli głównej. I chociaż nie założyłam różowych okularów, w moim otoczeniu coraz więcej tego koloru - nie ma co, Mała Dziewczynka pojawiła się w naszym świecie, co do tego nie ma wątpliwości. Po fali buntu (wiadomo, mama chłopca) i obrazy na wszelkie odcienie i przejawy różu, przyszedł czas na jego akceptację (przynajmniej w niektórych formach, odmianach). Poniżej kilka migawek ze wspomnianego profilu, takie zaproszenie i do mojego świata.
grafiki: Hoo Hooo things