W niedzielę wieczorem wręczyłam mężowi starą teczkę (pożółkłą, z dopiskiem Spółdzielnia Inwalidów "ŚWIT" Prabuty i ceną: 47 złotych) i poprosiłam: Zeskanujesz mi to w pracy?
Mąż zlustrował wzrokiem teczkę, na której widniał jego koślawy, dziecięcy podpis oraz zdobiące ją różowe koniki.
Mąż [nie kryjąc zaskoczenia; podejrzliwie]: Ale po co ci TO?
Ja: Chcę zrobić mobil dla Marion.
Mąż: Ale to są MOJE rysunki...
Ja: Wiem, dlatego będą idealne. Pomyśl tylko - to nie będzie zwykły mobil dla dziewczynki, ale skrzydlate koniki narysowane kiedyś przez jej tatę!
Mąż: Ale ja byłem wtedy dzieckiem... A one odrysowane są i tylko gdzieś tam pokolorowane...
Ja: Wiem, ale są piękne. Najpiękniejsze.
W ten oto sposób zdobyłam materiał na najpiękniejsze koniki ever. Postronni mogliby się przyczepić zapewne do kilku aspektów, internetowe trolle poczułyby, jak ślinka cieknie im z ich wydłużonych, zielonkawych jęzorów pokrytych jadem, a odłam moich rodaków czujących się prawdziwymi Polakami byłby dumny z szerzenia jednej z naszych (ponoć) cech narodowych (czyt. narzekania), ale uwagi wszystkich mam w sześciu literach: GDZIEŚ.
To NAJPIĘKNIEJSZE koniki we wszechświecie z jednego, bardzo ważnego powodu: zostały narysowane przez mojego męża, kiedy ten był dzieckiem. Są więc dla mnie IDEALNE, podobnie jak idealne są dla mnie rysunki mojego synka. Proste.
Cały pomysł na mobil jest bardzo prosty. Do tamborka tudzież okrągłej ramki przyczepię wstążki, na których będą zawieszone skrzydlate koniki. Jak to zrobić? Ich wzór - zeskanowany przez męża - wystarczy wirtualnie przenieść na materiał (np.
TUTAJ lub
TUTAJ), który następnie zostanie wydrukowany według moich wytycznych (muszę pamiętać o powieleniu każdego konika i obróceniu go w poziomie - powinien mieć bowiem i przód, i tył). Potem tylko oczekiwanie na listonosza, przygotowanie odpowiednich wykrojów skrzydełek, wycięcie koników, zszycie ich i wypełnienie... Ach, będzie uroczo!