Dalej.
wyszedł przyzwoicie, niebieskie plansze (podkradzione synkowi kartki do rysowania) rozłożone na podłodze i robiące za barwne tło (muszę sprawić sobie duże karty brystolu w różnych odcieniach) oraz przedmioty - tutaj łowy pokazane w ramach #zakupowyhaul.
Tak, to właśnie podłoga w pokoju mego syna. Wdzięczny towarzysz ostatnich sesji "z góry". Stół w pokoju dziennym się nie nadaje, bo stoi przy ścianie najdalej położonej od okna, a blat w kuchni zazwyczaj... zajmują kuchenne akcesoria i sprzątanie go wyłącznie do zdjęć zajęłoby za dużo czasu.
Niby zbędna, niby dobre zdjęcie można zrobić i telefonem (jeśli ma się dobry, mój się w tym przypadku nie sprawdza ;)), ale pomaga. Kupiłam sobie zestaw blend w ramach prezentu po-urodzinowego. Dzieciom najbardziej podoba się złota (odbija światło dzienne w sposób imitujący włączenie lampki), a ja najczęściej korzystam z białej. Jak działa? Poniżej znajdują się dwa zdjęcia tego samego obiektu; w obu przypadkach nie zmieniałam ustawień aparatu fotograficznego - efekt rozjaśnienia to wyłącznie zasługa blendy.
Jeszcze do niedawna musiałam radzić sobie z nią sama - najczęściej opierałam ją o udo, przytrzymywałam kolanem albo wykonywałam jeszcze innego rodzaju nożne akrobacje. Pewnego dnia z pomocą przyszedł mi synek. Robiłam właśnie zdjęcia w jego pokoju, więc siłą rzeczy młody zainteresował się aktywnościami matki. Gdy wskazał nierozpakowaną jeszcze blendę i zapytał, "co to", wiedziałam, że jego ciekawość można kreatywnie wykorzystać!
Już powyżej można zauważyć, jak to działa: czasem rozrzucę jakiś kocyk, czasem kilka kolorowych kartek, najczęściej korzystam jednak z kartki ze wzorem w marmurek (widocznej zresztą na poprzednich zdjęciach) - o tej:
OBRÓBKANajchętniej korzystam z darmowego programu dostępnego online: Pixl Express (
TUTAJ). Jest intuicyjny, a z jego pomocą (zakładka "Effect") można włączać filtry jak w Instagramie. Jednak w odróżnieniu do popularnej aplikacji, w Pixl Express nie korzystam z całości efektu - zazwyczaj ustawiam suwak na 10% i jestem zadowolona ze zmian. Jak wyglądają takie drobne "retusze" (zwykle dotyczące jasności albo kolorystyki)?
Poniżej jedna z moich ulubionych "przeróbek", przy okazji jeden z moich pierwszych mockupów (wyjaśnię za moment). Po lewej "przed", po prawej "po". Nieźle, prawda? (tak, wiem, skromnością tu nie grzeszę ;)) Wykadrowałam/przycięłam, wyrównałam, rozjaśniłam i dodałam swoją grafikę.
MOCKUPY*
* Przy "polskim" czytaniu nazwy można się uśmiechnąć... Pamiętajcie: mockupy nie mają nic wspólnego z siłą stolca! ;)
Słowo-zagadka, jeszcze kilka miesięcy temu nie zdawałam sobie sprawy z ich istnienia. Sądziłam, że te wszystkie grafiki (przeważnie sprzedażowe, o! - "produktowe" będzie lepszym określeniem), prezentujące plakaty we wnętrzach lub grafiki z lotu ptaka (widok z góry na biurko itp.) każdorazowo były tworzone od podstaw. A tu nie. Nie zawsze, w każdym razie. Otóż istnieje możliwość pobrania tła, gotowej aranżacji, w którą wplata się jedynie (aż?) własną grafikę. Zazwyczaj wystarczy do tego Photoshop - wgrywamy odpowiedni mockup i w "niebieskie tło" dodajemy czy plakat, czy grafikę. Czasem tak sprytnie to wszystko wygląda, że efekty zgięcia kartki, wybrzuszenia czy cienie mamy już naniesione. Magia. Niestety, Photoshopa nie mam, a i nie wszystkie darmowe mockupy przypadły mi do gustu. Co zrobiłam? Stworzyłam je sama. Z własnych zdjęć.
Poniżej zaprezentuję drogę, jaką przeszło jedno z moich zdjęć, żeby stać się mockupem (wykorzystałam je potem do prezentacji grafiki z cytatem Virginii Satir).
Na początku była fotografia kartki, jaką posłałam jednej z klientek:
Filtr by Instagram - trochę za ciemny, zacieniony - ale wtedy tak mi się podobało.
Żeby przydało się jako mockup, rozjaśniłam zdjęcie, poprawiłam też kontrast:
Teraz pozostało usunąć grafikę kartki - stworzyć "blue screen". W moim przypadku biały - chciałam bowiem wykorzystywać zdjęcie w przyszłości jako tło dla własnych grafik, a te przeważnie są na białym tle właśnie.
Do tak przygotowanego mockupu dodałam własną grafikę:
Jak widać, nie wszystko jest tutaj idealne. Kartka nie jest na środku kadru, cień jest za mocny - pasował do brązowawej kartki pierwowzoru, tutaj już wygląda sztucznie. Poprawiłam więc i jedno, i drugie, a poniższa wersja pojawiła się na blogu we wpisie "psychologia o przytulaniu + grafika do pobrania" (link
TUTAJ). Prawda, że o wiele lepiej?
Na podobnej zasadzie wplotłam już samą grafikę rąk w inne zdjęcie mojego autorstwa.
Efekt końcowy widzieliście we wspomnianym poście:
...a powstało ze zdjęcia poniżej:
Wydaje się, że to niewielka zmiana, prawda? Ot, zamiast pocztówki That Way z urokliwą pchełką (Lordem Pchłem?) przytulające się ręce. Otóż, żeby uzyskać taki efekt, musiałam najpierw usunąć poprzednią grafikę (dokładnie, nie naruszając konturów samej kartki), potem grafikę rąk przyciemnić do zastanej fotografii (pierwotnie moja ilustracja znajdowała się przecież na białym tle!) - najdokładniej w miarę możliwości - potem wyciąć ręce, wkleić, dostosować rozmiar oraz kąt nachylenia, a potem... dłubanie. Dopasowanie tła kartki do rąk (lub na odwrót) - nie ma tu bowiem jednorodnej kolorystycznie powierzchni, jest delikatnie przechodzenie kolorów jeden w drugi, cienie, ombre. To był najdłuższy i najbardziej żmudny fragment pracy nad tym zdjęciem; w powiększeniu, kiedy widać już piksele.

No. Jeśli więc jeszcze raz usłyszę kiedyś, że "tak się tam bawię" (w znaczeniu "a co ja tam robię, pierdółki tylko") - serio, lepiej żeby powtarzającego te bezeceństwa nie było w zasięgu mojego rzutu... czymkolwiek, co będzie pod ręką ;>.
Na koniec, w ramach deseru, zdjęcie z kuluarów spotkania KOLOR ROKU 2017 Benjamin Moore #OkiemEksperta (które opisywałam
TUTAJ) - na dowód, że nie wszystkie moje zdjęcia wymają retuszu ;). Poza lampą - główną bohaterką - możecie zobaczyć Magdę Motrenko z bloga Wnętrza-Zewnętrza oraz Monikę Pietras z GDEL&friends (o otwarciu showroomu pisałam
TUTAJ).
PS. Ten post powstawał kilka dni. Możliwe, że uzbierałby się tydzień. Albo i dłużej.
PPS. Co teraz sądzisz o banalnej pracy blogera? ;)