Ten post miał powstać dawno, dawno temu. W czasach, kiedy Johnkowe łóżko mierzyło jeszcze 40 cm mniej i stało dalej od okna (a pod półkami RIBBA, nieodżałowanymi przez wielu, znajdował się kącik czytelniczy). Kiedy dywan nie zaliczył jeszcze pierwszego prania, a powłoka antypoślizgowa spełniała swoje zadanie (tfu! Wtedy nawet jeszcze tego dywanu nie było!). Kiedy zabawki były grzeczniejsze i dawały upychać się po kątach dla szybkiego efektu ogarnięcia i porządku.
Te czasy jednak bezpowrotnie minęły.
Więcej: pokój Małego Johna przechodzi nieustanne zmiany, a to, co widać poniżej, choć chwilę temu było wersją aktualną, dzisiaj już nie do końca nią jest. A gdy Marion podrośnie na tyle, by spać w "dorosłym" łóżku... Żegnaj pokoju chłopca, witaj pokoju rodzeństwa!
Jednak nim to nastanie... Mój czterolatek zamieszkuje przestrzeń odziedziczoną po rodzicach, kolorową, nie do końca przeze mnie wymarzoną na etapie projektowania (miało być marynistycznie, uwierzyłby ktoś?), ale gdy zaczął przypominać to, czym jest obecnie... Uśmiechnęłam się. Czuję się tu przytulnie i dobrze.
- o wymianie gałek, czyli szybkiej metamorfozie szafy, pisałam TUTAJ -
To chyba (poza regałem) moje ulubione miejsce w pokoju synka...
Zabawki muszą gdzieś mieszkać. W pewnym momencie klocki przestały nam się mieścić do worka - stąd wymyślne konstrukcje na stoliku. Niby zaplanowane, niby szczyt inżynierskiej i architektonicznej myśli, a prawda taka, że to dla uporządkowania przestrzeni, ha!
- o papierowych workach i namyśle "który lepszy" pisałam TUTAJ -
Jeden z moich ukochanych projektów - metamorfoza ikeowskiej komody. Uwielbiam ten mebel pod tą postacią! Szczególnie ceramiczne gałki z Hatifnatami (plus cytat w przywoływanym poniżej poście!) i czarne nóżki...
- o metamorfozie komody (#ikeahack) pisałam TUTAJ -
KSIĄŻKI. Wydawało mi się, że to nic wyjątkowego spotkać je w pokoju dziecka, w dodatku w dużej ilości. Gdy jednak kolejni goście byli (pozytywnie) zaskoczeni tym widokiem, mnie zaświeciła się lampka: Może to nie jednak nie jest tak typowy widok, jak sądziłam? I faktycznie, od tamtego czasu przyglądałam się wnętrzom dla dzieci i odkryłam, że poza chlubnymi przykładami-wyjątkami potwierdzającymi regułę, w pokojach dzieci albo jest mało książek, albo są one ukrywane, upychane po szafkach!
Dla mnie to trochę niepojęte, ale z drugiej strony rzadko widuję - tak realnie, namacalnie, w domu "przeciętnego Kowalskiego" - regały z książkami. Wywodzę się z domu, w którym ten mebel nie dość, że był, to jeszcze w ilości większej niż jedna, zapchany książkami wypełniającymi każdą możliwą szczelinę (miałam nawet swój sekretny kącik w szczelinie między regałami a kanapą - ukryta tam, przeglądałam wolumeny rodziców albo w swoim zeszyciku pisałam własne opowieści).
Szkoda. Chciałabym, że książek było w naszych wnętrzach więcej - są przecież przepustką do innych światów, możliwością podróżowania po całym świecie (a nawet więcej, bo kraina wyobraźni nie ma granic) bez konieczności ruszania się z miejsca...
- grafika w ramce "Zawsze będziemy grzeczni" -
post z możliwością jej ściągnięcia znajdziecie TUTAJ -
- tablicowa dziurka na myszy, czyli szybkie DIY - instrukcja TUTAJ -
- naklejka z balonem jako sposób ukrycia odpadniętego tynku - instrukcja TUTAJ -
Nadszedł moment na co, co tygryski lubią najbardziej - detale... Nie podobają mi się zdjęcia z planu ogólnego pokoju - są ciemne i nie oddają atmosfery wnętrza tak, jak bym chciała. Pewnie muszę popracować jeszcze nad warsztatem i/lub wspomóc się odpowiednim sprzętem (witajcie, blendy, właśnie się do was uśmiecham zza drugiej strony ekranu komputera!), winowajcą jest zapewne i światło, które rano oślepia, a popołudniami daje na zdjęciach efekt pochmurnego dnia. W takich warunkach łatwiej o lepsze wyeksponowanie detali. A że te odgrywają istotną rolę w urządzeniu wnętrza... Według mnie czasem to one bardziej decydują o jego charakterze, niż meble i "wielkie" elementy.
Uwielbiam ten rysunek! To wspólne dzieło moje i synka. On zrobił okręt i przerażającego morskiego potwora, ja żagle, nieco zamglone słońce, fale i latające rybki (których nie widać na zdjęciu). M.in. dlatego cieszę się z bycia mamą - to codzienna dawna kreatywności!
- tę żarówkę uszyłam sama, a opowieść o jej powstawaniu znajdziesz TUTAJ - Powyżej mapa Polski autorstwa wyśmienitego duetu - Mizielińskich. Można było otrzymać ją bezpłatnie, zgłaszając się kilka lat temu do Kancelarii Premiera (np. mailowo). Uwielbiam ją!
"Rok w mieście" Katarzyny Boguckiej to jedna z naszych ulubionych książek. Niemal codziennie dostarcza nam nowych wrażeń, a przeglądanie jej to taka frajda jak przy "Miasteczku Mamoko" - ale zwielokrotniona. Czasem śledzenie losów bohaterów zajmuje nam dużo czasu - tak bardzo jest szczegółowa. Mój patent na jej zaistnienie w pokoju synka? Została wyeksponowana na półce RIBBA, otwarta na stronie z miesiącem, który aktualnie mamy. Jak widać, zdjęcie robiłam w sierpniu ;). (Dzięki temu jesteśmy na bieżąco ze zmianami pór roku, a półka co miesiąc nieco się zmienia - przy prawie żadnym wysiłku ;))
I poduszka, i żołnierz są mojego autorstwa. Brytyjczykowi muszę dorobić jeszcze ręce, które w zasadzie już są, ale czekają na doszycie. Choć trochę już się przyzwyczaiłam do takiej jego wersji i zastanawiam się czasami, czy doszywać, czy jednak nie... ;)
Kupiłam tę mysz, przy okazji zakupu swojego domku dla lalek. Spodobał mi się jej staromodny wygląd - uwielbiam zabawki retro, zwłaszcza drewniane czy metalowe! Gdy do nas dotarła, przysporzyła dodatkowej frajdy: po nakręceniu lata po podłodze jak oszalała, kręcąc szaleńczo ogonkiem! :D
Nie zawsze (w zasadzie bardzo rzadko) jest tutaj porządek. Nie jest to bynajmniej powód, by się tym szczególnie przejmować. Pokój żyje i oddaje temperament zamieszkującego go chłopca. Jedynie pilnujemy z mężem, żeby Mały John w miarę możliwości sprzątał po każdej zabawie - ot, by było mniej do zrobienia wieczorem, tuż przed spaniem.
Pościel. Mogłabym sobie darować opisywanie jej akurat tutaj i poświęcić na to np. osobny wpis, ale i ona wpływa na to, jak pokój wygląda (a przynajmniej rano i wieczorem, gdy łóżko jest niezasłane ;)). Prace Katarzyny Boguckiej wielbię pod każdą postacią - o jednej z jej książek pisałam powyżej, poniżej znaleźć można pościel z jej ilustracjami. Czasem trudno Johnkowi opuścić łóżko nie dlatego, że jest jeszcze śpiący, ale z uwagi na fakt, że śledzi to, co dzieje się na wsi!




Drzwi. To mój "przegrany" projekt, taka ściana wstydu (lub raczej "płaszczyzna wstydu", bo nieruchomą ścianą to to nie jest). Najlepszy przykład wypracowywania kompromisów. Mały John koniecznie chciał bowiem (i chce wciąż) pokrywać płaskie powierzchnie naklejkami. By ustrzec od tego meble i ściany (m.in. dlatego w niektórych miejscach odpadł tynk - razem ze zdzieraną przez synka naklejką), zgodziłam się na drzwi. I są. Kolorowe, upstrzone. Potem znalazłam wieszak w TK Maxxie (kosztował 35 złotych, więc "żal nie wziąć" :P) i przestrzeń ponad naklejkami (wyżej synek zwyczajnie nie dosięga ;)) również została zagospodarowana.


Oświetlenie. Muszę to napisać, choć ta lampa to już dawno nieaktualny u nas temat. Zafascynowana jej kształtem i kolorem (jak również ceną), zamontowałam ją w pokoju Małego Johna. Niestety. Światło, które dawała, było tak nikłe (nie przechodziło przez tekturę), że wieczorami we wnętrzu było zwyczajnie ponuro. I niebezpiecznie dla oczu. Nie potrzebowaliśmy zachęty, by lampę wymienić na starą, jeszcze z naszej dawnej sypialni...
Na sam koniec chciałam wspomnieć o projektach, które sama przygotowałam. Jak wspominałam wcześniej, uszyłam synkowi "górską poduszkę" i brytyjskiego mundurowego.
Wykonałam ŁAPACZ SNÓW (post o nim z instrukcją wykonania
TUTAJ), a także poduszkę z moim wzorem artcream (pracuję nad tym, by była dostępna w moim sklepiku - trzymajcie kciuki!).