- Szybko, Wąsiku, babcia chciała dużą dynię. Tak, tak, mamie też weźmiemy...
- A mniejsza dla mnie i Mysi?
- Każde dostanie własną, może być?
- Jasne, dziadku!
Drewnianą szklarnię znalazłam kiedyś w TK Maxx w promocji z czerwoną (!) naklejką. Jeśli znasz wspomniany sklep, wiesz, co to oznacza: promocja promocji. Co więcej, szklarnia była z wyposażeniem i laleczkami (wszystko drewniane). Lokatorów... przeniosłam do innego lokalu, a szklarnię zaanektowały myszki. Na co dzień pielęgnują w niej jakieś kwiaty oraz sadzą marchewkę (sera się nie da, niestety), natomiast w październiku... królują dynie.
Te miniaturki w rozmiarze myszek wykonałam z plasteliny. Większe - żywe (chociaż to dziwne określenie na roślinę... zerwaną) - zakupiłam
TUTAJ. Małe gliniane doniczki były dołączone do zestawu do wysiewu słoneczników (zestaw znalazłam w Biedronce kilka miesięcy temu).
Stoi u Was wydrążona dynia? Jaki ma uśmiech: straszny czy śmieszny? A może jeszcze inną minę?
Albo nie wycinacie min w dyniach?
Co robicie z miąższem? Ciasta, rozgrzewające drugie dania, przetwory? Ja wciąż szukam smakowitego przepisu... Myszki mają swoje receptury, ale nie chcą ich zdradzić!