Kiedyś obiecałam wam, że jeśli coś wam polecę, wyślę was na obiad albo dam przepis, to sama to najpierw sprawdzę. Staram się unikać dziwnych współpracy i postów z lokowaniem produktów oraz pisania recenzji za obiad lub pieniądze czy paczkę konserw.
Do tej współpracy przygotowywałam się długo. Najpierw pojawiło się w mojej kuchni urządzenie, potem ktoś trafił na mój blog, poobserwował co robię, porozmawialiśmy o filozofii gotowania i o czasie a właściwie jego permanentnym braku. Padło: „popracujmy razem”. Długo rozważałam za i przeciw, w końcu nad domowym masłem orzechowym podjęłam decyzję, że czas na pierwszą dużą współpracę.
Dziś opowiem wam trochę o Tefal Cuisine Companion.
Zanim podniesie się krzyk, że mogę być nieobiektywna, że się sprzedałam a w ogóle to piekło i szatani, chcę was trochę uspokoić. Pracowałam na podobnych urządzeniach, na tym najpopularniejszym TM też, przerobiłam w restauracji nawet ten wynalazek z sieci na L. Wierzcie mi, gdyby cokolwiek było minimalnie lepsze, nie pisałabym o Tefalu, bo byłoby to nie fair wobec Was. To, co napiszę, nie ma na celu dyskredytowania podobnych urządzeń, to moje obserwacje wynikające z pracy na dużej ilości sprzętów kuchennych, a na tym akurat się znam.
Zanim pojawiła się recenzja, została ona poprzedzona testami, Tefal dostał wycisk. Mielił, siekał, gotował, wyrabiał ciężkie ciasta i znosił moje humory. Dziś mogę z całą pewnością powiedzieć, że dał radę.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy po wypakowaniu wielkich pudeł to fajny wygląd. Mimo że duży to zgrabny i wygląda przystojnie. Nie ma co prawda wyświetlacza, który pokazuje przepisy z obrazkami, ale to jest zbędny gadżet w tym przypadku, bo Tefal jest intuicyjny i szybko się dogadacie. Nie ma wbudowanej wagi, ale dostaniecie ją w zestawie. Wagi wbudowane łatwo tracą kalibrację i potrafią przekłamywać. Jednak tak naprawdę waga przydała mi się kilka razy, przy ciastach, gdzie dobrze jest przygotować wszystko wcześniej. Jak się już nauczycie żyć razem, to będziecie mistrzem w odmierzaniu składników „na oko”.
Tefal jest cichy, więc jak macie małe dzieci, które lubią przespać cały dzień, to sprawdzi się dobrze. Świetna jest misa, naprawdę duża, 4 litry to sporo zupy i dużo ciasta i surówek. Misę możecie rozebrać na części i wsadzić do zmywarki.
Pisałam wam na samym początku, że dałam mu wycisk, więc biedak mielił na mąkę orzechy i ziarna, dawał sobie radę z zamrożonymi produktami, kostkami lodu, mielił mięso, wyrabiał ciasto na zakwasie i drożdżowe. Nie ma opcji, żeby go spalić, jak przesadzicie z amokiem gotowania, to Tefal na chwilę się wyłączy i pozwoli, żeby amok wam opadł ;). Nie zajeździcie go, a zdarzyło mi się posłać do nieba dla AGD inne, równie popularne urządzenie.
W zestawie znajdziecie 4 rodzaje mieszadeł. Wystarczy ogarnąć, które ułatwią wam życie w poszczególnych etapach i wpadniecie w zachwyt. Ja się autentycznie wzruszyłam, jak posiekał mi 14 cebul w 3 sekundy. Tarcie jest równie szybkie jak siekanie. Koniec z upierdliwym ścieraniem warzyw na surówki i placki! Lubicie drożdżówki? Tefal ma coś, co spowodowało, że nawet Najcierpliwszy robi drożdżowe ciasto. Wrzucacie składniki, puszczacie program i Tefal zarabia wam ciasto i podgrzewa misę, żeby zrobić drożdżom warunki do orgii. Drożdże szczęśliwe, wy macie luz i po 43 minutach wyciągacie idealne i pachnące ciasto.
Urządzenie ma kilka programów, między innymi do gotowania na parze, robienia zup, wyrabiania ciast, wolnego gotowania. Utrzymuje długo temperaturę i nawet jak się zasiedzicie na Facebooku, to nie spalicie obiadu, hehe.
Ja się rzadko ekscytuję urządzeniami, ale Tefal dał mi coś, czego nie zauważałam do tej pory – czas. Mogę wypić ciepłą kawę i poczytać Pudelka. Siekanie, szatkowanie, tarcie, pilnowanie temperatur, to wszystko zabierało sporo czasu. Ten czas można odzyskać.
Na blogu będą pojawiać się przepisy, które będą robione w Tefalu, ale przygotujemy je też tradycyjnie i zobaczycie, jak sporo czasu można uzyskać.
Dla kogo jest Tefal?
W sumie dla każdego. Idealnie sprawdzi się w małych kuchniach, bo zastępuje kilka urządzeń i garnków. Dla początkujących gospodyń domowych – jest aplikacja, która przeprowadzi przez wszystkie, nawet te skomplikowane dania. Dla singli, dla zabieganych i leniwych. Dla młodych mam – tu przyznamy się, że robiliśmy dla pewnej półrocznej młodej damy zupkę z indyka, ziemniaczków i marchewki i prawie całą zjedliśmy sami, bo nawet bez soli był idealnie pyszny mus. Młoda dama dostała nową porcję i obecnie pluje na widok dań gotowych.
Co mi dała praca na Tefalu?
Czas i większy rozmach w pieczeniu. No i robienie masła – domowe masło w pięć minut jest czymś, bez czego już sobie nie wyobrażam posiłków. Zaczęłam robić masło orzechowe i pastę tahini bez obawy, że spalę cokolwiek. Zaczęłam robić częściej pesta i pasty kanapkowe. Paradoksalnie pojawiło się więcej dań wegańskich i gotowanych na parze. To się chyba nazywa radość gotowania.
Jak Tefal radzi sobie w restauracji i na szkoleniach? Pomaga w przygotowaniu i robieniu sosów, które wymagają uwagi. Mieli orzechy i ziarna na mąki, bez konieczności kupowania masakrycznych ilości gotowych produktów.
Jak kupić?
Możecie do mnie napisać na ladykitchen@o2.pl i ja was pokieruję dalej lub na stronie www.tefal.pl wejść w zakładkę Cuisine Companion. Możecie się umówić na prezentację i sami się pobawić. To nic nie kosztuje.
Czy warto zainwestować? Tak, zdecydowanie tak.
Post Tefal Cuisine Companion pojawił się poraz pierwszy w LADY KITCHEN.