Jesień to okres grypy, katarów, przeziębień, depresji, masowego żarcia czekolady i tłumaczenia sobie, że kalorie pożarte razem z trzema kilogramami sernika, nie odkładają się na dupie, tylko idą w cycki i na walkę ze smutkiem. Jeśli jesień jest złota i polska to pół biedy, można ryć w szeleszczących liściach i cieszyć się promieniami słońca. Niestety teraz leje, jedyne co można to ryć w lodówce i modlić się, żeby pieczony na walkę z depresją sernik, nie opadł.
Jesienią jesteśmy bardziej podatni na choróbska. Ludzie kaszlą na nas w MPK, sklepach i pracy. Romantyczne skakanie po kałużach samo w sobie jest super, jednak trzeba liczyć się z konsekwencjami romantyzmu – ciężkim przeziębieniem. Najgorzej jednak jest wtedy, kiedy zachoruje facet. Facet jak wiadomo, nie choruje, on walczy o życie. Temperatura 37,4 wymaga wezwania księdza i notariusza, celem ostatniego namaszczenia i spisania testamentu. Łoże boleści, na którym śmiertelnie chory zalega, przypomina bastion z chusteczek, leków i pilotów do konsoli i TV. Bo oczywiście nie jest na tyle chory, żeby nie spuścić łomotu jakiejś wróżce zębuszce w Diablo III. Władzy w rękach jakoś cudownie choroba nie odbiera, władzę w nogach już tak. Nie dość, że leży i umiera, to jeszcze jest marudny i wkur… znaczy denerwujący. Gorsza od chorego faceta, jest tylko inwazja Hunów na wioskę. Zabić to mało!
Ale ja jestem sprytna! Ja się zabezpieczam i wam też radzę. Od września szpikujcie siebie i osobniki wszelkie, jakie posiadacie w stadzie, miodem. Nie byle jakim miodem! Miodem, który uratuje wasze pożycie i uchroni was przed pobytem w więzieniu jak zatłuczecie chorego. Miód ma w sobie same dobroci.
Oczywiście nie czarujmy się, w przypadku ciężkiej grypy maszerujemy do lekarza, bo niewyleczona grypa ciągnie za sobą szereg powikłań, z uszkodzeniem mięśnia sercowego włącznie i potem już nie jest tak kolorowo, a ja bym wolała swoich czytelników widzieć w zdrowiu i szczęściu, a nie na liście osób do transplantacji. Łyżeczka miodu codziennie złagodzi wam jesień i jej objawy.
Potrzebujemy:
- 0,5 litra miodu wielokwiatowego
- 4 cm imbiru obranego
- 10 goździków
- 1 gwiazdkę anyżu
- 2 laski cynamonu
- 8 ziarenek czarnego pieprzu
- 2 cm świeżej kurkumy lub łyżeczka mielonej dobrej jakości
- 1 cytryna sparzona i pokrojona w plastry.
Przygotowanie:
W słoiku litrowym układamy plastry cytryny. Na małej i suchej patelni prażymy wszystkie przyprawy, do momentu aż zaczną mocno pachnieć i gorące wsypujemy do cytryn. Zalewamy miodem i mieszamy. Zamykamy słoik i odstawiamy w ciemne i ciepłe miejsce na 3-4 dni. Mieszamy codziennie, bo cytryna puści sok i u góry może zebrać się płyn.
Aplikujemy po 1-2 łyżki dziennie. Dodajemy do ciepłej (nie gorącej!) herbaty, grzanego piwa, wina, płatków, muesli, solo na kanapki. Cieszymy się jesienią i brakiem Bestii na łożu boleści!
Post Jesień pachnąca miodem pojawił się poraz pierwszy w LADY KITCHEN.