Przestanę czytać internety, bo coś czuję, że w końcu mój paw wyjedzie windą na dach i będzie rzygał przez barierki. Dotrwaliśmy do parszywych czasów. Mamy specjalistów z dupy wyciągniętych, którzy doznali duchowego oczyszczenia poprzez czytanie poradników czy innych netowych szarlatanów i doszli do oszałamiających w ich mniemaniu wniosków. Jesteś gruba? Zaraz wylezie jakaś laska, która oświadcza, że zrzuciła 342 kilo, co daje jej święte i moralne prawo do mówienia ci jak się czujesz. Jesteś przeraźliwie chuda? Nie ciesz się! Internety podsuną ci kogoś, kto z troską nastawioną na lajki pochyli się nad Tobą i trzaśnie ci wykład na temat tego, że umrzesz. Szczepisz dzieci? Pójdziesz do piekła! Nie szczepisz? Internety biją brawo. Bierzesz Panadol, bo cię łeb boli? To przez to, że jesz gluten, nie jesz witaminy C a w lodówce czai się łosoś pewnie z nielegalnej hodowli w Andach. Pierdolca można dostać. Dochodzi do tego, że nie komentuję forów, blogów ani żadnych grup. Bo albo „kołczing”, albo porykiwania motywacyjne Chodakowskiej, albo ekshibicjonizm nastawiony na komcie „bosz, jaka jesteś dzielna!”. A gdzie dyskusja? Taka normalna? Bez umoralniania, motywacji i „wiem lepiej”. Takie zwykłe babskie ploty? Miejsce gdzie można pogadać bez obawy, że ktoś rozjedzie Twoje samopoczucie, które długo budowałaś, bo przecież do uja inni wiedzą wszystko o Tobie lepiej!
Wiem czemu nie prowadzę bloga lajfstajlowego, mimo że gadać lubię. Najzwyczajniej w świecie kurwica by mną trzasnęła. Wszędzie trąbią jaka to ważna samoakceptacja i miłość do siebie, jednocześnie robiąc wszystko, żeby tą akceptację rozjechać. Chcecie coś zmienić w swoim życiu? Super, zróbcie to! Ale zróbcie dla siebie! Nie dla chłopaka, bab z forów, blogasków i tego, że ktoś fałszywie was głaska po głowie! Tylko i wyłącznie dla siebie!
Jak będziecie chcieli pogadać o dupie Maryni z kimś, kto ma w dużym zadzie czy jesteście chudzi, grubi, macie garba lub sztuczną nogę to zapraszam… Wystarczy napisać
Z nowymi znajomościami jest jak z nowymi smakami. Trzeba spróbować. Więc ja was dziś zachęcam do czegoś innego.
CHŁODNIK Z MARCHEWKI I MELONA
Może brzmi dziwnie, ale jest pyszny, delikatny i paskudnie zdrowy. Dla ortodoksów informacja, że nie ma glutenu, białek zwierzęcych i miliona kalorii. Fajnie gasi upał i o dziwo można się nim najeść.
Potrzebujemy:
- 2 pęczki młodej marchewki
- ½ melona
- szklankę mleczka kokosowego
- szklankę wody
- sok z połowy limonki
- 1 goździk, 1 gwiazdkę anyżu – można pominąć
- świeży tymianek
- garść malin
- łyżeczkę miodu – opcjonalnie
- szczyptę soli i pieprzu
Marchew myjemy, pozbawiamy naci i nie obieramy. Kroimy na plasterki, zalewamy wodą i gotujemy do miękkości. Jeśli używamy goździka i anyżu to dodajemy do gotowania. Pod koniec dodajemy mleczko kokosowe i zostawiamy do ostygnięcia. Po ostudzeniu wyciągamy przyprawy i dodajemy melona pokrojonego w kawałki i sok z limonki. Miksujemy. Doprawiamy szczyptą soli i pieprzu i jeśli nam za kwaśne się wydaje to miodem. Dodajemy kilka listków tymianku.
Podajcie go z malinami i jeżynami.
Smacznego!
Post CHŁODNIK Z MARCHEWKI I MELONA pojawił się poraz pierwszy w LADY KITCHEN.